Pozoracja

Warto czasami zastanowić się, kto i co, tak naprawdę, kryje się za portalem firmowym, który najczęściej pokazuje ładne zdjęcia opisane pięknymi zgłoskami i ładnych ludzi głoszących wielkie słowa. Ten wirtualny blichtr przyciąga, chociaż często jest to ułuda, bo pospolitość bywa skrzecząca.

Nieraz zdarza się, że firma wygląda dobrze tylko na ekranie przeglądarki internetowej, bo w rzeczywistości możemy natknąć się na nieładne wnętrza i niezbyt miłych czy niekompetentnych pracowników. Wydaje się, że za bardzo polegamy na marketingowym przekazie i gdzieś zatraciła się sensowność i szczerość naszych kontaktów. A potem chodzimy sfrustrowani, bo bardziej podoba nam się obrazkowa bajka niż to, z czym mamy do czynienia w rzeczywistości.

Mistrzowie kreowania wizerunku bazują na naiwności odbiorców informacji. Wystarczy chociażby spojrzeć, jak społeczeństwo traktuje zagraniczne pochodzenie czegoś, co wywodzi się z industrialnego Zachodu. Oznacza to, ni mniej ni więcej, że to, co krajowe nie wzbudza zaufania. Zresztą i tak ma to obecnie znaczenie drugorzędne, bo nasz krajowy wyrób w zasadzie istnieje w tej chwili o tyle, że jest wytwarzany rękami polskiego robotnika, ale już raczej nie naszą technologią.

Dla człowieka szukającego pracy na naszym rynku niezbywalnym atutem będzie możliwość okazania się stażem zagranicznym czy studiami ukończonymi za granicą. W wielu przypadkach wystarczy sam fakt robienia czegoś za granicą, bez względu na jakość tego robienia i miejsca, w którym to się odbywało. Ale nawet niekoniecznie trzeba dysponować zagranicznymi doświadczeniami, aby coś wskórać. Czasami wystarczy mieć niezłą gadkę, a przede wszystkim znajomości i droga do kariery robi się nagle szeroko otwarta.

Aby zostać ekspertem ds. IT w jakiejś podłej firmie (o firmach z klasą tu nie piszę, gdyż tam raczej by to nie przeszło), trzeba w pierwszym rzędzie złapać kontakt z kimś z zarządzających. Potem już drogą naturalnej ewolucji, w trakcie kolejnych spotkań robimy wrażenie bycia ekspertem nie lada, czyli bajerujemy ile wlezie, wtrącając w miarę możliwości wstawki o swych zagranicznych podbojach technologicznych. Gościu i tak się nie połapie, bo się po prostu nie zna, ale podświadomie będzie do ciebie coraz bardziej przekonany. No i ta zagranica - to musi zrobić wrażenie.

Po przełamaniu tych pierwszych lodów załapujesz się na stanowisko głównego specjalisty w tej firmie, a informatyk, który do tej pory to stanowisko piastował, zostaje twoim pomocnikiem. Nie od dzisiaj wiadomo, że własnych informatyków w firmie tak się ceni, że każdy informatyk z zewnątrz urasta od razu do roli eksperta. Dalej sprawa jest już dziecinnie prosta: przejmujesz od swego pomocnika całą wiedzę stosowaną, to znaczy po prostu się uczysz wszystkiego, bo to, co znasz, znasz tylko ze słyszenia. Bo skąd miałbyś wiedzieć, skoro twoja zagraniczna kariera polegała na serwisowaniu stacji roboczych?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200