Pomnik nieznanego serwisanta

W branży komputerowej jest wiele zawodów, które cieszą się szacunkiem i poważaniem. Łączy się z tym prestiż oraz możliwość publicznego wypowiadania się. Tak więc co pewien czas, także na łamach CW, możemy poznać głębię myśli kolejnego GM (general manager, główny zarządca, czyli facet który dba by firma działała) oraz jego przewidywania przyszłości. Niestety, rzadko kiedy przeprowadza się wywiady z byłymi GM, pytając ich o przyczyny porażki.

W branży komputerowej jest wiele zawodów, które cieszą się szacunkiem i poważaniem. Łączy się z tym prestiż oraz możliwość publicznego wypowiadania się. Tak więc co pewien czas, także na łamach CW, możemy poznać głębię myśli kolejnego GM (general manager, główny zarządca, czyli facet który dba by firma działała) oraz jego przewidywania przyszłości. Niestety, rzadko kiedy przeprowadza się wywiady z byłymi GM, pytając ich o przyczyny porażki.

Tymczasem w każdej firmie komputerowej jest taki dział, od którego zależy opinia o firmie, jej przyszłość, ba - powiem więcej - dział ten jest podstawą działania firmy komputerowej. To serwis. Zaś jego pracownicy to cisi bohaterowie walki o klienta i z klientem. Czymże bowiem można dziś walczyć o klienta, gdy wszyscy mają bardzo podobne produkty? Czym różni się Pentium 100 MHz w firmie XYZ od Pentium 100 MHz w firmie ZYX? Niczym! Natomiast dobre skonfigurowanie wszystkich ustawów i zoptymalizowanie działania oprogramowania to wielka sztuka.

Ale nie o tym będzie dzisiejszy felieton - ostatecznie ustawianie przełączników i wgrywanie oprogramowania nie jest żadnym bohaterstwem. Wystarczy czytać instrukcję obsługi. Natomiast walka z szaleństwami klientów wymaga siły spokoju gwaranującej natychmiastowy wybór w nadchodzących wyborach oraz siły charakteru lekarza psychiatry. Aby nie być gołosłownym podam parę przykładów z życia, bo ostatecznie czytają te felietony nie tylko serwisanci.

Była taka opowieść o facecie, który przeczytawszy w instrukcji instalacyjnej oprogramowania, że dyskietki należy włożyć do napędu, włożył je wszystkie NARAZ. Zawsze wydawało mi się, że jest to opowieść apokryficzna, tym bardziej, że dyskietek 5 1/4" już od dawna nie używa się, a trudno przecież wykonać sztuczkę z wieloma dyskietkami 3,5". A jednak - pokazano mi ostatnio komputer, w którym zakleszczono dwie takie dyskietki. Spróbujcie sobie Państwo wyobrazić sytuację serwisanta, który musi oznajmić klientowi, że jest idiotą. Myślę, że ten dobry człowiek mógłby spokojnie prowadzić negocjacje pokojowe w byłej Jugosławii.

Inny przykład, inna skala problemu. Dostarczanie płyt CD-ROM z pismami komputerowymi zaowocowało rozprzestrzenianiem się chłamu programowego, nie testowanego i zwykle do niczego nie nadającego się. Wiem z obserwacji, że po każdym nowym numerze pewnego pisma, które dodaje za darmo kolorową płytę z 600 MB programów, przez tydzień lub dwa pewna grupa użytkowników komputerowych będzie miała problemy. Ze wszystkim: zawieszanie się systemu operacyjnego, migotanie menu, niemożność podłączenia zewnętrznego dysku - można wymieniać wszystkie możliwe nieszczęścia. A zwykle wystarcza usunięcie paru programów rezydentnych by "zepsute" komputery nagle stały się w pełni sprawne. Niestety, nie zawsze jest to możliwe, gdyż użytkownicy przyzwyczajają się do "ulepszeń". Jakiej dyplomacji wymaga przekonanie klienta, że jego komputer będzie lepiej działał BEZ tych wszystkich wodotrysków...

Wreszcie warto wspomnieć o pewnym drażliwym aspekcie pracy każdego serwisanta. Niestety, w tej branży pracują nie tylko bohaterowie i anioły, lecz także hochsztaplerzy i zwykli oszuści. Dobrze, gdy taki niedouk powie tylko, że czegoś nie można zrobić. Wtedy dobry serwisant ma przynajmniej okazję zademonstrowania rzeczy niemożliwej, co zawsze i nieodmiennie budzi okrzyki zachwytu i kieruje omdlewające spojrzenia pracowniczek klienta na naszego bohatera. Gorzej, gdy taki znachor komputerowy uszkodzi urządzenie, bo nie umie się z nim obchodzić. Niestety, o ile zarysowany lakier na karoserii i wyciek oleju są dobrymi dowodami winy serwisu samochodowego, o tyle spalenie sterownika dysku przez podłączenie go "na gorąco" nie manifestuje się żadnym swądem ani poczerniałymi przewodami - ot, jeden z układów scalonych nie działa. Wytłumaczenie klientowi, że prawdopodobnie jest to wina kogoś, kto się wziął za naprawę nie mając o tym zielonego pojęcia jest bardzo trudne. Tym bardziej, że każdy klient zawsze twierdzi, że on nic nie robił, nic nie wtykał - ot wyłączył komputer wieczorem, a rano "już nie działał i nie dał się włączyć".

Ciężkie jest życie serwisanta i ukryte w cieniu sławy programistów, menedżerów, nawet handlowców. Drodzy Czytelnicy pamiętajcie, że prędzej czy później Wy i Wasze komputery także traficie w ręce serwisu komputerowego.

Doceńcie jego pracę!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200