Politycy zawinili, a wieszają informatyków

W cale nie mamy dobrej prasy. Wręcz przeciwnie. Coraz częściej, jeśli ktoś coś zawali, to pierwszymi winnymi stają się informatycy. Żeby potem nie wracać do tego wątku od razu powiedzmy, że nie zawsze jesteśmy bez winy.

W cale nie mamy dobrej prasy. Wręcz przeciwnie. Coraz częściej, jeśli ktoś coś zawali, to pierwszymi winnymi stają się informatycy. Żeby potem nie wracać do tego wątku od razu powiedzmy, że nie zawsze jesteśmy bez winy.

Nasze istotne przewiny to poważne zaniedbanie popularyzacji i edukacji użytkowników, a także niefrasobliwość w traktowaniu złych praktyk niektórych przedstawicieli środowiska. Pozostawiam tu bez komentarza niefrasobliwe milczenie na temat systemu edukacji. Przejdźmy jednak do aktualnego zagadnienia - wyborów samorządowych.

Na wyniki wyborów czekaliśmy w październiku 12 dni. W komentarzach słyszało się często słowo: skandal. Ktoś porównał czas oczekiwania na wyniki (3 dni) w najludniejszym kraju świata, Chinach, do naszych 12 dni. Wnioski są dla nas przykre. Mając 32 razy mniej ludności, 31 razy mniejsze terytorium i GDP per capita większy 7,7 razy potrzebujemy 4 razy tyle czasu na policzenie wyników wyborów. Nie znalazłem, niestety, liczby głów na komputer w obu krajach.

Niektóre komentarze odbieram jako przykre, gdyż liczne oceny wiążą się z wykorzystaniem techniki informacyjnej, a właściwie komputerów. Chyba słusznie zwraca się na to uwagę, gdyż propaganda eksponuje tę naszą "nowoczesność". Ludność tymczasem coraz więcej wie o możliwościach komputerów. Ludność wie też, że komputery szybko liczą i to tak, iż mogą podać wyniki w noc po wyborach. Rzecz w tym, że u nas zawaliły nie komputery, lecz - jak zwykle - ludzie, którzy wykorzystali je do informatyzacji bałaganu. Coraz większa (choć wciąż niedostateczna) jest świadomość tego, że skutkiem komputeryzacji bałaganu jest skomputeryzowany hiperbałagan. I kosztowny.

Sprawcą tego wyborczego bałaganu nie są w żadnym przypadku komputery, ale absurdalnie skomplikowana ordynacja wyborcza, nie przemyślane procedury i niekompetencja członków komisji wyborczych. Polityków pominę. Przy wykorzystaniu tradycyjnych środków i metod przetwarzania ludzie stają na głowie, myślą jak tu wybrnąć z trudnej sytuacji i podejmują decyzje o "zaokrągleniu" niedokładnych wyników. Komputery i ich oprogramowanie pozbawione wrodzonej inteligencji nie potrafią w takich warunkach znaleźć szybkiego rozwiązania. Przypomina mi się w tym miejscu opinia o wyższości polskich specjalistów. Inni, w przeciwieństwie do naszych, zawsze postępują schematycznie i nie potrafią radzić sobie w sytuacjach kryzysowych. Nasi zawsze znajdą doraźne rozwiązanie. Nieważne, jakie będą jego skutki i koszty.

Umiejętność improwizowania jakoby jest naszą cechą narodową. Nic bardziej błędnego. Trzeba umieć rozróżniać improwizację od bylejakości, braku przygotowania i prowizorki. Improwizacja wymaga niezwykle wysokich kwalifikacji i wielu przygotowań oraz systematycznej pracy. Ale jej nie zastępuje. Improwizacja to kreatywna destrukcja (John Kao, Jamming) stosowana jedynie w fazie poszukiwania pomysłów. Tworzenie rozwiązania i jego wykorzystanie musi odbywać się z poszanowaniem standardów. Jeśli we wstępnej fazie nie ma pomysłu, w fazie tworzenia powstają prowizorki, a ich wykorzystywanie wymaga partyzantki. Nie można wtedy ręczyć za wynik.

A czy wiecie, drodzy Czytelnicy, że mamy specjalne komputery do liczenia wyników wyborów? Krajowe Biuro Wyborcze stale utrzymuje swój ośrodek informatyczny i przygotowuje się do wielkiego dnia. W jaki sposób robią to inni, że szybciej liczą wyniki? Mają więcej komputerów czy lepszą organizację?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200