Pociąg pod komputerowym nadzorem

Dworzec Gdańsk Główny. Lipcowe popołudnie. Piskliwy głos z megafonu zapowiada wjazd pociągu relacji Gdynia-Warszawa. Na peronie poruszenie. Mieszają się eleganckie walizki ze studenckimi plecakami. Za chwilę ma się spełnić nadzieja skrycia się przed dworcowym skwarem. Ostatnie spojrzenia na numery miejsc, wydrukowane na biletach. Pociąg wolno wypełnia przestrzeń przed peronem. Atak na drzwi. Przepychanka na korytarzach. Niczym nieusprawiedliwiony pośpiech w dotarciu na swoje miejsce, ale jakby przewidujący.

Dworzec Gdańsk Główny. Lipcowe popołudnie. Piskliwy głos z megafonu zapowiada wjazd pociągu relacji Gdynia-Warszawa. Na peronie poruszenie. Mieszają się eleganckie walizki ze studenckimi plecakami. Za chwilę ma się spełnić nadzieja skrycia się przed dworcowym skwarem. Ostatnie spojrzenia na numery miejsc, wydrukowane na biletach. Pociąg wolno wypełnia przestrzeń przed peronem. Atak na drzwi. Przepychanka na korytarzach. Niczym nieusprawiedliwiony pośpiech w dotarciu na swoje miejsce, ale jakby przewidujący.

Wchodzę do przedziału wagonu klasy pierwszej. Na miejscu, do którego zmuszony byłem się przeciskać, siedzi starsza pani. Pytam czy przypadkiem nie zaszła pomyłka. Pani - nie wiedzieć czemu - w walecznym nastawieniu wyjmuje bilet. Rzeczywiście, ten sam numer miejsca, co i na moim bilecie. Wycofuję się na korytarz. Do przedziału docierają następni pasażerowie. Niestety, rezerwowanymi miejscami, rządzi prawo kto pierwszy, ten lepszy. Na moje, ale już nie moje miejsce, zgłasza się jakiś obcokrajowiec. Miejsce jego współtowarzyszki, również jest już zajęte. W przedziałach obok ta sama sytuacja. Zaczynają się dyskusje. W większości przypadków nieprzyjemne. I kogo wskazuje się jako winnego? Komputer! Znowu ten komputer się pomylił! Z tymi komputerami to tak zawsze! Jak nie było komputerów, to nie było też takich problemów! Takie zdania dochodzą do mnie z różnych stron wagonu.

Po kilku minutach wszyscy zgadzają się z tym, że miejsca się nie rozmnożą. Rozpoczynają się poszukiwania konduktorów. Ci, zapadli się pod ziemię, albo pojechali PKS-em. Wreszcie po dwóch kwadransach pojawia się jeden w wymiętym mundurze, prowadzony przez krzykliwą kobietę. Na reklamacje tłumu konduktor reaguje głupawym uśmiechem. Na żądania wskazania miejsc w sąsiednich wagonach, odpowiada, że tam jest taka sama sytuacja. Żadnego słowa przepraszam. Przepraszam w swoim imieniu i kolegów informatyków, którzy przez pomyłkę - nazwijmy to delikatnie - taką nieprzychylną budują atmosferę wokół komputerów (ludzie nie używają słowa informatyka). Nie był to bowiem pojedynczy przypadek. Kiedy udałem się w Warszawie do biura reklamacji, dowiedziałem się od pani w okienku, że sytuacje takie na tej trasie są normalne. Zostałem nawet poproszony o wpisanie się do książki, "aby był dowód, bo nas nikt nie słucha".

W domu otwieram gazetę i czytam o podpisaniu kolejnej umowy na informatyzację PKP. Restrukturyzacja pozioma, pionowa czy jaka tam. Tymczasem cały pociąg ludzi potraktowany został, jak banda intruzów. Informatyzacja, która ma się kończyć z chwilą wejścia pasażerów do pociągu nie ma żadnego sensu, choćby nie wiadomo, jak pomagała w kierowaniu tą firmą. Drugie, informatyzacja zacząć się musi od ludzi. W PKP - od ich wychowania.

Jeden z moich kolegów po szkole podstawowej poszedł po wiedzę do zasadniczej szkoły kolejowej (była to szkoła, w której uczyć trzeba się było najkrócej) i zdobył - jak się dowiedziałem po latach - specjalizację konduktora. Dziś prowadzi nieźle prosperującą hodowlę drobiu, a kiedy zapytałem go czego się uczył, zdobywając umiejętności konduktorskie, odpowiedział: kilka godzin lekcyjnych dziennie otwierałem drzwi przedziału, mówiłem uprzejmie dzień dobry państwu, kontrola biletów, dziękuję, proszę bardzo, życzę państwu miłej podróży itd. Śmieliśmy się z tego żartu do rozpuku. Dziś jednak myślę, że nie byłby to głupi pomysł z takimi warsztatami dla konduktorów, przed rozpoczęciem informatyzacji. Konduktor raz, że nic nie wyjaśnił pasażerom to jeszcze nie wyksztusił słowa przepraszam. Teraz ciekawe, co na to informatycy?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200