Po obiadku

Być może zmiana na stanowisku dyrektora poczty wpłynęła pozytywnie na niektóre rejony jej działalności - prawdopodobnie na poprawę jakości usług w ważniejszych punktach dystrybucji.

Być może zmiana na stanowisku dyrektora poczty wpłynęła pozytywnie na niektóre rejony jej działalności - prawdopodobnie na poprawę jakości usług w ważniejszych punktach dystrybucji.

Niestety, zasada naczyń połączonych jest bezwzględna i u nas, na prowincji, zaobserwowałem wyraźne problemy z bieżącą prenumeratą Computerworlda. Ale niech tam, skoro innym ma być przez to lepiej. Po następnej zmianie dyrekcji pewnie znowu się obróci. Wraz z numerem 13/99 zacząłem jednak zastanawiać się, czy CW trafia wszędzie w jednakowej wersji. Skąd te wątpliwości? Otóż pan Jakub Tatarkiewicz poczęstował mnie po obiadku deserem o gorzkim posmaku.

Mimo wszystko - dzięki za trud czytania moich tekstów i publiczne przyznanie się do tego poprzez odniesienie się do ich treści. W gruncie rzeczy poszło o psa, informatykę, analfabetów i pomoce naukowe. Przeczytawszy felieton pana Jakuba ("Obiadek u mamusi"), w którym to właśnie napotkałem parokrotnie moje nazwisko, zostałem zmuszony do rzeczy najstraszniejszej - przejrzenia swojego tekstu i sprawdzenia, czy rzeczywiście aż tak bardzo nabluźniłem. Po weryfikacji doszedłem do wniosku, że albo pan Jakub niezbyt uważnie przeczytał lub też - co wcześniej sugerowałem - CW rozchodzi się w wielu mutacjach.

Mniejsza o psa, którego nie mam, a posiłkując się niniejszym porównaniem, wyraźnie zastrzegłem, że określenia te nie są moimi. Nie mogę przecież ponosić winy za stosunek niektórych informatyków do rzeczywistości. Nawiązując do pomocy naukowych, jako niedouczony "uczony komputerowiec" musiałem, niestety, z nich korzystać, bo nie znając systemu Linux nie miałem pojęcia o tak podstawowych sprawach, jak rozplanowanie partycji ani że złe określenie charakterystyki monitora dla trybu graficznego może spowodować jego trwałe uszkodzenie, czego fizycznie doświadczył mój znajomy. Nawiązując do propozycji zaprzestania używania słowa "informatyk" i pokrewnych, uważam, że rzecz nie w nazwie, a w postrzeganiu jego roli. Nawet gdybyśmy informatyka nazwali omnipotencjorem ogólnym (S. Lem), to i tak niczego by to nie zmieniło.

Ułuda prostoty systemów graficznych pryska wraz z pojawieniem się pierwszych problemów konfiguracyjnych, wychodzących ponad standard plug & play, co z miejsca potrafi usadzić wielu analfabetów komputerowych, podszywających się pod miano profesjonalistów, wyrządzających tym drugim realne szkody na rynku pracy. O stopniu komplikacji w rozwiązywaniu problemów systemów graficznych - uważanych za przyjazne - można łatwo przekonać się, odwiedzając listy dyskusyjne: pl.comp.os.winnt, pl.comp.bazy-danych, pl.comp.programming. O analfabetyzmie komputerowym nie decyduje fakt pracy w wygodnym środowisku graficznym, ale kto i jak go używa. I wreszcie analfabeta komputerowy, aby dodać usługę systemową, instaluje system od nowa, wmawiając nieświadomym użytkownikom, że tak właśnie ma być.

Gdybym zechciał zatrudnić się jako kucharz w lokalu gastronomicznym (gotowałem kilka razy obiady w domu, więc potrafię), od razu byłbym zapytany przez właściciela o posiadane w tym zakresie wykształcenie i uprawnienia. A w informatyce? Wiemy, jak to generalnie wygląda - nie mam uprawnień, a pracuję.

PS Śrubki dokręcam zazwyczaj bez sięgania do literatury fachowej, czasami tylko przeczytam dla przypomnienia, jak posługiwać się śrubokrętem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200