Płatnicy płacą za Płatnika

Dowiedziałem się za sprawą telewizji TVN, że informatycy w ZUS-ie udanie łączą obowiązki służbowe z pomnażaniem swych dochodów, przy czym jedno z drugim nie koliduje, a raczej wręcz się wspomaga. Sprzedają oni bowiem swoją wiedzę i umiejętności, ale - zaznaczyć należy - po godzinach pracy, więc na pewno nie można zarzucić im nielojalności wobec firmy macierzystej, a wręcz należałoby zauważyć, że utrwalają oni więzy pomiędzy klientami a ZUS-em. Aż dziwne, że z tego tytułu nie pobierają dodatkowych gratyfikacji od swoich pracodawców. Wobec tego zmuszeni są drążyć kieszenie klientów.

Dowiedziałem się za sprawą telewizji TVN, że informatycy w ZUS-ie udanie łączą obowiązki służbowe z pomnażaniem swych dochodów, przy czym jedno z drugim nie koliduje, a raczej wręcz się wspomaga. Sprzedają oni bowiem swoją wiedzę i umiejętności, ale - zaznaczyć należy - po godzinach pracy, więc na pewno nie można zarzucić im nielojalności wobec firmy macierzystej, a wręcz należałoby zauważyć, że utrwalają oni więzy pomiędzy klientami a ZUS-em. Aż dziwne, że z tego tytułu nie pobierają dodatkowych gratyfikacji od swoich pracodawców. Wobec tego zmuszeni są drążyć kieszenie klientów.

Ludzie oburzają się, że specjaliści z ZUS-u znający się na programie Płatnik, udzielają prywatnych konsultacji po godzinach. Osobiście nie widzę w takim dodatkowym zarobkowaniu nic złego. Jeżeli człowiek jest w stanie sprzedać swoją wiedzę, na którą jest popyt, to tylko dobrze świadczy o jego przedsiębiorczości - wszak o wolność i respektowanie zasad rynkowych chyba chodziło w przemianach ustrojowych. Inną kwestią są nieco wg mnie wygórowane stawki za te usługi, albowiem takie korepetycje kosztują 400 zł (do kieszeni), przy czasie ich trwania często niewiele przekraczającym godzinę. Ale skoro są klienci skłonni płacić (bo chyba nie mają innego wyjścia), czemu nie skorzystać. Naganne może być jedynie to, że dochody te nie znajdują odzwierciedlenia w podatkach, ale gdy lepiej przyjrzeć się sytuacji, to kto w ogóle rozlicza się z jakichkolwiek korepetycji? Szara strefa w tej dziedzinie kwitnie, aż miło.

Być może ktoś mi zarzuci, że popieram tego typu działania, gdyż sam czerpię jakieś korzyści, może nie z identycznych, ale podobnych źródeł, dlaczego więc miałbym uprawiać jakąś pośrednią samokrytykę. Zapewniam, że tak nie jest, i w sumie zazdroszczę nieco ZUS-owskim informatykom zaradności i dochodów, których wymiar jest nieporównywalnie bardziej optymistycznie do życia nastrajający niż moje zarobki. W podtekście tego wszystkiego wyczuwa się jednak sprzeciw ludzi będących płatnikami wobec praktyk monopolistycznych i wynikających z tego dodatkowych kosztów pośrednich. Niemniej piętnowanie takich zjawisk nie powinno tyczyć li tylko sfery ubezpieczeń społecznych, z nieporównywalnie wyższymi apanażami mamy bowiem do czynienia w przypadku wielu konsultantów, wysoko ceniących swoją wiedzę wynikającą z ich udziału w opracowywaniu różnego rodzaju norm i przepisów, do których stosowania są zobligowani zwykli ludzie.

Przepis na względny dobrobyt jest dosyć prosty i wcale nienowy. Należy wymyślić sposób uzależnienia i bezdyskusyjnie dążyć do jego egzekwowania. Im więcej ludzi będzie poddanych temu przymusowi, tym większe z tego potencjalne korzyści finansowe dla strony uzależniającej i tym więcej jej przedstawicieli z tego koryta zaczerpnie. Tak też trudno mi znaleźć różnicę pomiędzy dilerami narkotyków a rozprowadzaczami czegokolwiek innego posiadającego obligatoryjny charakter, może z tym jednak wyjątkiem, że uzależnienie w pierwszym przypadku jest bardziej niebezpieczne i w zasadzie nieodwracalne, natomiast w każdym innym zdjęcie jarzma zawsze witane jest z wielką ulgą. Niemniej wszystkie koryta są zawsze naczyniami połączonymi, więc nie łudźmy się, że jednokierunkowe przepompowywanie odbywać się może w nieskończoność.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200