Partyjna apoteoza komputera

Gdy piętnaście lat temu zacząłem pisać felietony dla CW, to znalazłem się w dostojnym gronie.

Felietonistami byli tu, między innymi: Ewa Łętowska, wtedy już po pierwszej kadencji RPO, obecnie sędzia Trybunału Konstytucyjnego, a także redaktor Stefan Bratkowski, legendarny naczelny Życia i Nowoczesności, dziś komentator portalu Studio Opinii. Niestety, oboje (zbyt) szybko przestali udzielać się na łamach tygodnika komputerowego. Co nie oznacza, że w ogóle przestali działać. Komentarze pani profesor, szczególnie te o ochronie praw konsumentów (wszyscy nimi jesteśmy), czyta się z prawdziwą przyjemnością. Trudno mi jednak zachować podobny entuzjazm w przypadku redaktora Bratkowskiego.

W dawnych czasach, gdy nie panowały jeszcze mass-media, wśród ludzi przyzwoitych istniała niepisana zasada, że o zmarłych należy mówić dobrze albo w ogóle. Co nie oznacza, że trzeba było od razu nieboszczyków wstawiać na piedestał. Redaktor Bratkowski znany jest ze swej miłości do komputera K-202. Ba, określenie "miłość" nie jest tu chyba na miejscu. Jeśli ktoś przez ponad jedną trzecią wieku walczy o coś, to raczej jest to obsesja. Można by ją zrozumieć, gdyby prowadziła do jakiegoś jasnego celu. Ale gdy ostatnio w rozważaniach pana redaktora komputer K-202 pojawił się w kontekście książki "Kapuściński - non fiction"*, to zacząłem zastanawiać się, skąd w ogóle wzięła się legenda minikomputera zaprojektowanego przez zmarłego niedawno inż. Jacka Karpińskiego? Głównym argumentem Bratkowskiego, powtarzanym od lat, jest mityczny milion obliczeń na sekundę. Tyle K-202 miał wykonywać już w roku 1972. Otóż w czasach siermiężnego PRL-u zwykli obywatele nie mieli dostępu do danych porównujących szybkości obliczeń różnych komputerów. Ale dziś każdy może sprawdzić, że na przykład takie PDP-11/20, produkowane masowo już od roku 1970, było taktowane zegarem 800 nanosekund. Łatwo można sobie przeliczyć, że odpowiada to 1,25 miliona operacji na sekundę. Ale pal licho miliony operacji. Gorzej, gdy w zapale obrony K-202, dziś już nie wiadomo przed kim, a przy okazji obrony dzieła Kapuścińskiego, redaktor Bratkowski sugeruje, że tzw. służby wywiadowcze PRL-u znały tylko produkty firmy IBM: "koledzy próbowali oba wywiady poruszyć dla obrony K-202 - bez rezultatu, znały tylko IBM 360, nie czytały nawet Życia i Nowoczesności". Tak, wreszcie już wiemy, dlaczego upadł komunizm! Skoro wywiad nie czytał dodatku do popularnego dziennika...

Nie chcę pastwić się nad idolem mojej młodości, ale myślę, że pora przestać tworzyć legendę K-202. Rozumiem, że dla wielu starych ludzi czasy PRL-u były ich najlepszymi latami życia. Dlatego książka Domosławskiego wzbudziła tyle nienawiści. Nie sądzę, że gdybym wiedział, iż Stefan Bratkowski był (cytuję życiorys z Wikipedii) "członkiem ZMP w latach 1949-1956, KC ZMS 1956-1957, PZPR w latach 1954-1981", to przywoływałbym go na łamach CW jako swego mentora. Dwukrotne podkreślenie we wpisie wikipedycznym, że Bratkowski został "dyscyplinarnie usunięty" z PZPR, jakoś nie zmienia mego stosunku do redaktora. Tym bardziej, że ten wpis w Wikipedii sporządził Bogdan Miś, który "należał do PZPR od roku 1969 do rozwiązania partii"...

Myślę, że inżynier Karpiński oraz jego komputery nie potrzebują apoteozy. A już szczególnie ze strony członków partii systemu, który Go (z)niszczył.

*http://alfaomega.webnode.com/products/stefan-bratkowski-co-wypada-a-co-nie/

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200