O powinnościach

Okazuje się, że wakacyjne lektury, którym - jak co roku - poświęcam niektóre letnie felietony, mogą być również poważne, a nawet - bardzo poważne.

Okazuje się, że wakacyjne lektury, którym - jak co roku - poświęcam niektóre letnie felietony, mogą być również poważne, a nawet - bardzo poważne.

Tym razem chodzi o Powinność w świecie cyfrowym, autorstwa Wojciecha Bobera, z więcej mówiącym podtytułem: Etyka komputerowa w świetle współczesnej filozofii moralnej.

Powaga ta nie odstręczyła mnie od lektury, może dlatego, że książkę tę bardzo trudno zdobyć - poza wydawcą, czyli Wydawnictwem Akademickim i Profesjonalnym, raczej nie ma na nią szans. A może też dlatego, że lektura była trudna, a miejscami - bardzo trudna (niektóre fragmenty "przerabiałem" i po trzy razy, posiłkując się jeszcze co i raz Internetem).

Dużo, bardzo dużo miejsca poświęca Autor dochodzeniu, czy w ogóle można mówić o czymś takim, jak etyka komputerowa. Czy jest tak, jak chce Kołakowski, że różnica między dziś a czasami, gdy komputerów nie było, dotyczy tylko skali a nie jakości, więc w ogóle nie ma tu kwestii nowych problemów moralnych, czy też tak - przeskakując do przeciwnej skrajności - jak uważa Walter Maner, twórca pojęcia etyka komputerowa, że: włączenie komputerów w zakres ludzkiego działania może tworzyć całkowicie nowe kwestie etyczne, wyjątkowe dla komputeryzacji i nie pojawiające się w innych obszarach.

Zdaję sobie sprawę, jak trywialne może się to wydać na tle omawianej książki, ale dam świeży przykład, który w moim rozumieniu potwierdza stanowisko Manera.

Czytam otóż w czeskim serwisie internetowym rozmowę z maszynistą lokomotywy, na oczach którego na tory spadł most i który przeżył wynikłą z tego katastrofę, chroniąc się w maszynowni lokomotywy po włączeniu hamulca na rapid. Opowieść jest tragiczna, z pogranicza życia i śmierci, o tym, jak do blaszanej szafy z narzędziami, za którą się schronił, przygniótł go wentylator, wyrwany z fragmentem podłogi lokomotywy.

I co się dzieje? Jakiś automat zaznacza w tym tekście hiperłącza. I tam, gdzie cudem ocalony opowiada, jak wyginał blaszane drzwi szafy, by uwolnić się przez dziurę w podłodze, link od słowa podłoga prowadzi do reklamy paneli podłogowych, a słowo przeżycie wskazuje na... romantyczną kolację na statku.

Tak więc redakcja serwisu, która zadbała tu o wyłączenie komentarzy (bo - jak podano - były nie na miejscu, a nawet kpiły z ofiar, co nb. jest osobnym przyczynkiem do rozważań o etyce), nie wpadła jednak na to, że podobny wydźwięk mogą mieć i te hiperłącza (bo przecież można pójść dalej i padające w tekście słowo zabici też połączyć z reklamą stosownych usług).

Wracając jednak do książki - wspomniane rozważania zajmują Autorowi tyle miejsca, że niewiele go zostaje na aspekty praktyczne. Cierpliwość zostaje jednak wynagrodzona i na sam koniec otrzymujemy analizę z zakresu własności oprogramowania. I tu Autor jest ścisły i dowodzi, że np. o kradzieży oprogramowania można mówić tylko w znaczeniu przenośnym, bo nawet analogia ze zwykłą kradzieżą jest w tym przypadku bardzo wątpliwa (co nie oznacza przyzwolenia ani nie jest kwalifikacją etyczną!).

Nie miejsce tu na szczegółowe roztrząsanie tej kwestii (kto ciekawy, niech się sam pomęczy lekturą), wniosek tylko taki, że istniejące kategorie etyczne nie przystają pod wieloma względami do sytuacji, w jakich za sprawą komputerów zdarza nam się znaleźć. To zaś zdaje się wskazywać, że w sporze głównym w tej sprawie Maner ma chyba więcej racji niż Kołakowski.

Omawiana książka jest tylko wstępem do zagadnień etyki informatycznej. Sądzę, że z czasem pojawią się kolejne jej tomy, z równą pieczołowitością zgłębiające także rozliczne aspekty praktyczne. A wszystko to razem złoży się w końcu na tzw. książkę profesorską, na co czekam i czego Autorowi serdecznie życzę.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200