Nieuchronna ewolucja

Szacowne grono naukowców i pisarzy z Rady Języka Polskiego postawiło sobie za cel obronę wartości i czystości ojczystego języka. I ja popieram tę inicjatywę, choć już mieliśmy okazję zapoznać się z falą krytyki tego pomysłu, kiedy to cała Polska bawiła się w najlepsze, wymyślając nowe nazwy, mające zastąpić pojawiające się określenia obcojęzyczne. Zabawa była przednia, ale zauważyć trzeba, iż pokazała ona, jak trudno będzie oczyścić język polski z - angielskojęzycznych głównie - naleciałości.

Szacowne grono naukowców i pisarzy z Rady Języka Polskiego postawiło sobie za cel obronę wartości i czystości ojczystego języka. I ja popieram tę inicjatywę, choć już mieliśmy okazję zapoznać się z falą krytyki tego pomysłu, kiedy to cała Polska bawiła się w najlepsze, wymyślając nowe nazwy, mające zastąpić pojawiające się określenia obcojęzyczne. Zabawa była przednia, ale zauważyć trzeba, iż pokazała ona, jak trudno będzie oczyścić język polski z - angielskojęzycznych głównie - naleciałości.

Trudno dziś ocenić zamiary Rady, ponieważ żaden z jej członków, poza ogólnymi stwierdzeniami, nie wyjaśnił, na czym polegać będzie "troska o poprawność języka polskiego". Sądzę jednak, że szacowne grono jest rozsądne i wie, iż wszystkich przejawów uległości języka polskiego wobec języka angielskiego, nie da się zatrzymać. Nie będzie więc najprawdopodobniej chodziło o ustawowy zakaz używania określonych nazw, które na stałe się już przyjęły. Byłaby to walka z wiatrakami. Ewolucja języka zawsze przebiega wolniej od zapożyczania elementów z innego. A presja języka angielskiego jest dziś tak wielka, że nie sądzę, aby komukolwiek udało się ją powstrzymać. To jest przejaw naszego głodu świata. Nam się to po prostu podoba, że jesteśmy tacy międzynarodowi. Cieszymy się, że wreszcie. Posłuchajmy czasami, jak mówimy. Ile jest w tym bezmyślności, a jednocześnie dumy.

Ponieważ doskonale wiadomo że ekspansji języka angielskiego nie uda się powstrzymać - weźmy chociażby Internet - nie warto więc z nim walczyć. Byłoby to zresztą śmieszne. Zwalczać należy bezmyślność w nazywaniu rzeczy, sklepów, firm. Niestety, jest to bezmyślność, a tę na pewnym poziomie trzeba eliminować ustawowo. Ostatecznie po to są autorytety naukowe i kulturalne, aby uprzedzać ewentualne skutki. Zwykle sporej części społeczeństwa to się nie podoba.

Nie tyle więc niebezpieczny jest język angielski, co upadek kultury języka polskiego w ogólności. Jego coraz uboższa forma, liczne błędy. Rada na ten aspekt winna szczególną zwrócić uwagę. Niestety, coraz mniej czytamy literatury pięknej, szkolnictwo też nie stoi na najwyższym poziomie. Stąd wielki wpływ na dzisiejszy obraz języka polskiego mają dziennikarze - telewizyjni, radiowi, prasowi. Im lepiej będą oni mówili i pisali po polsku, tym język, którym będziemy się wszyscy posługiwali, będzie piękniejszy. Niestety, dzieci uczą się dziś języka polskiego z telewizji, a nie z książek.

Problem czystości języka nie jest czymś nowym. Poczytuję ostatnio przy kolacji felietony Stefana Kisielewskiego (ukazały się pierwsze tomy jego "Pism wybranych") i Kisiel tak oto pisał w 1967 roku: "Żywotne interesy (czy są nieżywotne?). Spontaniczny entuzjazm (czy istnieje nie spontaniczny?). Głęboki humanizm (a co z płytkim?). Brutalna agresja (jaką mamy inną?). Odrażające zbrodnie (są zatem i nie odrażające?). Bezwstydne kłamstwo (czy wstydliwe jest lepsze?). (...) Pokojowe współistnienie (jest więc i wojenne?!). Nieunikniony kryzys (co z uniknionym?). Sztucznie wzniesione bariery (a wzniesione naturalnie?). Konstruktywne propozycje (jak muszą wyglądać nie konstruktywne!)" itd. Przyznacie Państwo, że niewiele się przez 30 lat zmieniło.

Także nie tyle bronić się musimy przed językami obcymi, a raczej baczniej obserwować samych siebie, jak mówimy. Ja zresztą uważam, że każdy polski dziennikarz winien zdać egzamin ze swego języka (tu sporej liczbie kolegów się narażę).

A wracając do angielskich kalek w języku technicznym. Skoro walkę tę przegrali Francuzi, uchodzący za najbardziej czułych na punkcie swego języka, jakie szansę mamy my? Swego czasu prezydent Mitterrand zapytał ponoć czy komendy wydawane komputerom i w ogóle język techniczny tak bardzo musi być zanglicyzowany. Academie Francaise - w pocie czoła usuwająca pojawiające się neologizmy - zaczęła wymyślać francuskie odpowiedniki. Jednak gdy angielski oil rig miał zostać zastąpiony francuskim un appareil de forage en mer, wszyscy się poddali.

A może my zaczniemy zwalczać rendez-vous, tête-a-tête czy faux pas?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200