Nasza VISA

Kiedy pracownik wyjeżdża za granicę, dostaje dutki na pokrycie kosztów. Kiedy taką gotówkę dostanie do ręki, przeraża się. Zamiast myśleć o pracy, myśli jak pilnować gotówki. Tak było w przeszłości, a dziś możemy korzystać z ułatwień cywilizacyjnych. Mamy banki, które oferują karty kredytowe i płatnicze.

Kiedy pracownik wyjeżdża za granicę, dostaje dutki na pokrycie kosztów. Kiedy taką gotówkę dostanie do ręki, przeraża się. Zamiast myśleć o pracy, myśli jak pilnować gotówki. Tak było w przeszłości, a dziś możemy korzystać z ułatwień cywilizacyjnych. Mamy banki, które oferują karty kredytowe i płatnicze. Można zatem wpłacić nadmiar gotówki na konto VISA i już można wszędzie spokojnie z niej korzystać. Instytucja zatem wypłaca ze swego konta gotówkę, wręcza ją pracownikowi, a ten idzie do banku i wpłaca na konto VISA. Może się tak zdarzyć, że oba konta są w jednym banku, chociaż w innych oddziałach. Pracownik usiłuje wpłacić gotówkę w swoim oddziale, ale nie wszystkie banknoty podobają się kasjerce, gdyż może ich nie przyjąć skarbnik. Jeden oddział zatem pozbywa się "nieładnych" banknotów, drugi zaś nie przyjmuje ich od klienta. Innymi słowy: klient nasz śmietnik.

W końcu pieniądze są na koncie, czyli jest pokrycie, można więc ruszać. Po wydaniu "nieładnej" gotówki można używać karty. Chwilę można, a potem nie można. Potem znów można, potem zaś nie. Brak pokrycia! No to trzeba dzwonić. W oddziale banku mówią, że to niemożliwe, a na koncie jest pełna kwota w USD. Nie wiedzą, co może się dziać, ale obiecują, że wyjaśnią. Proszą o telefon jutro. Nazajutrz urzędnik twierdzi, że na pewno można, ale radzi spróbować (w Wielki Piątek o szóstej rano), ale szybko, bo oni tam kończą pracę, a są święta. No to trzeba stanąć na głowie i mieć na obiad. Szczęśliwy, kto ma drugą kartę. Trzeba ją jednak zaktywizować. Udaje się kolejnym razem dodzwonić do drugiego banku i uzyskać kredyt (zaktywizować kartę). Od tej chwili są pieniądze i można jeść w czasie świąt. Kredyt spłaci się za miesiąc.

Ale jaki to ma sens? Na koncie leżą pieniądze, a święta na kredyt. Po świętach przychodzi czas na wyjaśnienie. Dzięki technice informacyjnej i znajomym wszystko się wyjaśnia! Oddział, który prowadzi rachunek, zmienił numer konta VISA i nie powiadomił o tym Zespołu Kart Płatniczych. Zabrał się do robienia interesu. Klientowi sprzedaje (może właśnie jego) dolary za jego własne złotówki (po 4,05 zł). Sprzedaje tak długo, jak długo wystarczy złotówek na koncie. W poświąteczny wtorek bankowi udało się zaktualizować numer rachunku i karta była aktywna. A już nie zostało wiele czasu do powrotu.

Po powrocie bank coś zrobił i na koncie złotówkowym znalazły się środki, które bank zużył poprzednio na sprzedaż klientowi (jego) dolarów. Trzeba teraz imprezę podsumować. Koszty wykorzystania karty VISA są niemałe: kilka telefonów interwencyjnych do tego banku i do banku, który w końcu udzielił kredytu, koszt kredytu do spłacenia w następnym miesiącu i koszty poszukiwania jeszcze tańszego hotelu, który nie będzie żądał preautoryzacji karty. Można (?) zmilczeć wstyd, jaki wywoływały każdorazowe komentarze, gdy nie można było zapłacić kartą. Można też pominąć (ale czy należy?) niewiedzę pracownika banku, który przyznaje się, że nie wie, o co może chodzić. Ale co ze straconym czasem? Nie wiadomo, co sądzić o radach w rodzaju: Proszę iść kartę gdzieś sprawdzić. Gdzie? No gdzieś, może do banku.

Nasza nowoczesność ma bardzo krótkie nogi. Bank sprzedaje produkt, którego sprzedawca nie zna. A może tylko zapomina wykonać czynność ewidentną - zgłosić zmianę numeru konta. Tymczasem klienta mającego pieniądze w tymże banku przeganiają zewsząd jak natręta, gdyż bank udaje, że to wina dziwnego zbiegu okoliczności. Teraz wypada jeszcze wyrwać się z pracy, pójść do banku, odstać swoje w kolejce, poprosić o rozliczenie... i jeszcze pewnie przeprosić za natręctwo.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200