Nareszcie!

Rząd robi właśnie budżet, tj. wyszukuje komu można by tu jeszcze coś zabrać. Doszły mnie słuchy, że skoro jest podatek od środków transportu, a wiele ludzi przestaje jeździć do pracy, bo pracuje w domu poprzez sieć, to należy rozważyć obłożenie specjalnym podatkiem także komputerów.

Rząd robi właśnie budżet, tj. wyszukuje komu można by tu jeszcze coś zabrać. Doszły mnie słuchy, że skoro jest podatek od środków transportu, a wiele ludzi przestaje jeździć do pracy, bo pracuje w domu poprzez sieć, to należy rozważyć obłożenie specjalnym podatkiem także komputerów.

Uważam ten pomysł za wspaniały, tym bardziej w kontekście dodatku paliwowego, proponowanego przez partię chłopską, a wyliczanego wg posiadanego areału. No bo wyobraźmy sobie, co by się działo w naszym biednym państwie, gdyby wszyscy postępowali racjonalnie. Każdy kupiłby sobie parę hektarów, raczej mniej niż więcej, bo obywateli u nas dużo, postawiłby sobie komputer w domu i poprzez Internet byłby np. posłem albo prezesem. Od gruntu podatek niski, jeszcze dostanie się ekwiwalent paliwowy, a działalność komputerowa może być podciągnięta pod "inne usługi dla rolnictwa". Na przykład takie jak pisanie programów. Przecież rolnik też obywatel i ma prawo do skomputeryzowanej ewidencji przychodów oraz automatyzacji obory.

Nic więc dziwnego, że koalicjanci miejscy szybko dostrzegli dokąd prą przodujący chłopi. Premier - minister finansów nie tylko pisze liryczne felietony i od ręki zwalnia noblistów z podatku od nagród, ale także umie liczyć. Jeśli w naszym kraju sprzedaje się rocznie ponad ćwierć miliona komputerów osobistych w średniej cenie co najmniej 2500 PLN, to maleńki podatek 5% da budżetowi państwa niebagatelną kwotę ponad 30 mln nowych złotych, czyli - dla tych co liczą po staremu - 1/3 bln. Ładna to sumka, a przecież można ją jeszcze powiększyć obkładając podobnym podatkiem oprogramowanie. Dzięki prezesowi-rolnikowi mamy prawo autorskie z abolicją (któż dziś pamięta, że ustawę tę przygotowała premier - prawniczka, a podpisał premier - komputerowiec?), niemniej coraz więcej firm, także urzędów państwowych, zmuszone jest kupować nowe programy, bo te stare nie chcą już działać na nowoczesnych komputerach. Tak to postęp pomoże budżetowi nakarmić parę sierotek, a może nawet kilka z nich odziać na zimę, o ile cała kasa nie wsiąknie gdzieś po drodze, np. w BGŻ.

Fajnie Państwa postraszyłem, nie?! Niestety, tak to już zwykle w życiu bywa, że najbardziej szalone pomysły szybko są wdrażane przez ludzi uważanych za całkiem normalnych. Któż bowiem przypuszczałby, że obkładanie podatkiem granicznym komponentów do komputerów ma jakikolwiek sens poza wyciąganiem pieniędzy - przecież w Polsce nie robi się układów scalonych ani dysków stałych, a jedyna fabryka produkująca nagrywarki CD-R zasługuje raczej na nazwę montowni. Jak by się tak dobrze zastanowić, to żaden z naszych wytwórców komputerów nic nie wytwarza, tylko montuje. Może się zresztą mylę i zaraz otrzymam list od jednego albo drugiego prezesa, w którym jasno na białym udowodnią mi, że zgodnie z ustawą o zamówieniach rządowych ponad 40% wartości ich produktów ma korzenie w Polsce. Ja też mam pozytywny przykład: opakowanie w pudełko Windows 95 podnosi ich wartość z 5 USD, jakie kosztują OEM-a, do ponad stu, za jakie sprzedaje się ten produkt w sklepie. Stąd wniosek, że Windows są polskim produktem w ponad 95%.

My tu sobie żartujemy, a tam na Świętokrzyskiej jakiś urzędnik podchwytuje moją propozycję i pisze memo do szefa, że środowisko komputerowe domaga się obłożenia urządzeń liczących podatkiem tzw. cyfrowym. Mam nadzieję, że za wprowadzenie tego podatku nie mnie będą Państwo przeklinali...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200