Kryzys świata myśliwych i zbieraczy

Po szaleństwach karnawału przyszedł czas postu. Zresztą, dla przedsiębiorstw z branży informatycznej karnawał skończył się już dawno, a post trwa w zasadzie od roku.

Po szaleństwach karnawału przyszedł czas postu. Zresztą, dla przedsiębiorstw z branży informatycznej karnawał skończył się już dawno, a post trwa w zasadzie od roku.

Choć pojawiają się pewne symptomy wzrostu, to na razie trudno nie dostrzec panującej w branży recesji. Oto przykład całkiem świeży: w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej pewien nieźle wykształcony i doświadczony kandydat zażądał połowy stawki, którą zwykliśmy płacić na jego stanowisku.

Przyznam, że dużo zastanawiam się nad przyczynami tego osłabienia. Nie podzielam często wygłaszanych opinii, iż to chwilowe odreagowanie po szaleństwie dotcomów, że rynek okrzepnie i wszystko będzie po staremu. Myślę, że kryzys ma źródła fundamentalne. Dużo czytam, na ogół zresztą są to lektury nie związane bezpośrednio z informatyką, a raczej inspirujące pozycje z ekonomii, historii, a nawet antropologii.

Wśród analogii, które krążą mi po głowie, jest historia naszej cywilizacji. Ludzkość przez wiele tysięcy lat prowadziła wędrowny żywot myśliwych i zbieraczy. Grupa kilkunastu bądź kilkudziesięciu osób osiadała na jakimś terenie, budowała prowizoryczne siedziby (albo przysposabiała naturalne schronienia, takie jak jaskinie) i eksploatowała przyrodę w okolicy. Zbieracze zbierali owoce, a myśliwi polowali na grubego zwierza. Z czasem owoców było coraz mniej i coraz dalej trzeba było się po nie zapuszczać, a gruby zwierz nie był już tak gruby. Przychodził głód, a grupa zabierała manatki i przenosiła się na nowe terytorium.

System ten jest dobry, gdy grupy są małe, owoców i zwierzyny jest dużo, a ryzyko, że nowe miejsce jest już zamieszkane, znikome. Jednak gdy ludzi przybywa, ubywa dogodnych terenów łowieckich, a konflikty między grupami stają się nieuniknione.

Ten właśnie kryzys obserwujemy dziś na rynku informatycznym. Kilka lat temu firm informatycznych było mało, miejsca na rynku sporo, kapitał był łatwo dostępny, a firm i osób mających duże i nie zaspokojone potrzeby informatyczne (czyli grubej zwierzyny czekającej na złowienie) było pod dostatkiem. Dziś jest inaczej - firm jest dużo, kapitał trzy razy ogląda każdą złotówkę i żąda szybkiego zwrotu nakładów, a przedsiębiorstwa nauczyły się dobrze planować swoje potrzeby i z głową inwestować w informatykę.

Zamiast więc działać na oślep, sięgnijmy do historii naszego gatunku. Nasi praprzodkowie poradzili sobie z kryzysem świata myśliwych i zbieraczy, wynajdując rolnictwo. Musieli co prawda część zebranego ziarna przeznaczyć na siewy, zamiast od razu zjeść, ale dzięki temu mogli jesienią zebrać plony i wyżywić się przez następny rok. Osiedli na ziemi, skutkiem czego stało się wynalezienie handlu, rzemiosła, budowa silniejszych więzi w większych grupach (szczepów, plemion, a potem państw)... a stąd już mały krok do współczesnego postindustrialnego świata, który każdy z Państwa może zobaczyć przez okno. Może więc i recepta na kryzys branży informatycznej tkwi w "wartościach rolnika" - przedkładaniu dalekosiężnych korzyści nad doraźne, pielęgnowaniu związków ze środowiskiem, w którym się działa, i realizmie (żeby nie powiedzieć: konserwatyzmie) rynkowym.

Można by zgrabnie zakończyć ten felieton reklamą systemów CRM, ale byłaby to banalizacja problemu. Chodzi bowiem nie o nową błyskotkę, ale o fundamentalną przebudowę sposobu działania przedsiębiorstw z naszej branży - z podejścia myśliwych i zbieraczy na podejście rolników.

Niezależnie od tego, czy zgodzą się ze mną Państwo czy nie, polecam wykorzystanie czasu postu na inspirujące, ogólne lektury, które rozwijają wiedzę i stymulują wyobraźnię.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200