''Krótkie ch...""

Długo zastanawiałem się, jaki tytuł dać temu felietonowi. Oczywisty nie nadaje się do druku w całości, dlatego widzą Państwo trzy kropki. Zresztą "oczywisty" zależy jak dla kogo. Osobiście należę do pokolenia, które wyzwoliło się z tradycyjnej kindersztuby i od czasu do czasy potrafi pod nosem, acz wyraźnie, rzucić brzydkim słowem. Samo określenie w poprzednim zdaniu wskazuje jednak, że jakieś hamulce zostały nam wpojone.

Długo zastanawiałem się, jaki tytuł dać temu felietonowi. Oczywisty nie nadaje się do druku w całości, dlatego widzą Państwo trzy kropki. Zresztą "oczywisty" zależy jak dla kogo. Osobiście należę do pokolenia, które wyzwoliło się z tradycyjnej kindersztuby i od czasu do czasy potrafi pod nosem, acz wyraźnie, rzucić brzydkim słowem. Samo określenie w poprzednim zdaniu wskazuje jednak, że jakieś hamulce zostały nam wpojone.

Nie przypominam sobie, aby mój Ojciec kiedykolwiek w obecności innych osób użył brzydkiego słowa. Najwyższym stopniem przekleństwa było "A niech to gęś kopnie". Nie, żeby słów takich nie znał. Pamiętam dobrze opowieść o szlachetnie urodzonym partnerze wspinaczek mego Ojca, który, zgubiwszy bodajże młotek, puścił w tatrzańską otchłań wiązankę godną furmana. Ojca ewidentnie nie zadziwiły użyte słowa, tylko fakt, że osoba z tzw. towarzystwa użyła ich w miejscu publicznym, choć nie nawiedzanym.

Nawet mój Dziadek, w gruncie rzeczy wychowany w duchu dziewiętnastowiecznym, słowa takowe posiadał. Jednakże stwierdzenie tego faktu było dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Kiedyś opisując przyjaciela z młodości, skądinąd wyniesionego na ołtarze, użył wulgaryzmu określającego miejsce gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę. Co zresztą w kontekście Berlina przed pierwszą wojną światową miało bardzo dwuznaczny wydźwięk.

A tymczasem dzisiaj... No właśnie, nie chcę uchodzić za zgreda, kompletnie oderwanego od rzeczywistości, ale doznałem wstrząsu. Nigdy nie odwiedzam publicznych plotkownic, zwanych nie wiadomo dlaczego "cz@tami", ale raz zdarzyło mi się zajrzeć do podsumowania, bo zaciekawiło mnie, o czym facet z mego pokolenia może gadać z młodzieżą. Otóż na powszechnie odwiedzanej stronie Onetuhttp://czat.onet.pl/ odbyło się spotkanie z Danielem Olbrychskim. Gdyby miało ono miejsce w jakimś domu kultury, no to pewnie pani świetliczanka przynajmniej do kroniki nie wpisywałaby in extenso wypowiedzi gościa. Tymczasem w przeglądzie rozmowy, moderowanej przez Andrzeja Grabowskiego, znajdujemy następujące zdania: "swan: Aktorki pokazują niekiedy w filmach wszystko (nie tylko w pornograficznych), dlaczego nie robią tego aktorzy?

Daniel_Olbrychski: Mają za krótkie ch..."

Trzy razy zastanowiłem się, czy w cytacie dać kropki czy też nie? Kropki, bo nawet mój komputer tego słowa nie przyjmuje. Znalazł się jednak jeden sprawiedliwy-czatujący: "politruk: Towarzyszu Olbrychski - takie słownictwo?!? Przecież tu czatują także młodociani!!! Czyżby kolejna prowokacja?

Daniel_Olbrychski: Odpowiadam na poziomie pytań".

Aluzja polityczna odnosi się do preferencji wyborczych gościa czatu oraz jego wyczynów kawaleryjskich w Zachęcie. Jak łatwo widać kolejna odpowiedź mija się z prawdą, bo oryginalne pytanie wcale nie było nieprzyzwoite.

A cóż na to wszystko moderator? Ano kończy tak:

"Andrzej_Grabowski: Musimy kończyć, to i tak jeden z najdłuższych czatów. Dziękujemy za udział naszemu Gościowi i uczestnikom".

Z tego wnioskuję, że aktorzy mają wprawdzie krótkie przyrodzenia, ale czaty wychodzą im długie. Tak więc właściwie tytuł tego felietonu mógłby był ukazać się w druku i powinien brzmieć "Krótkie chaty".

Tylko kto wtedy by go zrozumiał?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200