Krajobraz po Katarynie

W ubiegłym tygodniu emocje internautów sięgnęły zenitu, gdy jedna z najpopularniejszych blogerek w Polsce, Kataryna, została zdekonspirowana przez "Dziennik" pod pozorem walki z anonimowością. Burza cichnie, czas na oceny i podsumowania.

Fakt, że to Cezary Michalski odegrał rolę tzw. cyngla (trafne określenie użyte przez niego samego na inną okoliczność), uważam za przypadek. Równie dobrze mógł to być inny przedstawiciel dziennikarskiego establishmentu trafnie identyfikującego blogerów jako śmiertelne zagrożenie dla "rządu dusz", który zawodowi komentatorzy chcieliby sprawować z wyżyn swoich redakcji.

To se ne vrati, panie i panowie. Publiczny lincz, jaki urządzono Katarynie, nie powstrzyma fali wypierania prasy przez serwisy on-line i nie uratuje "Dziennika", który - stawiam dolary przeciwko orzechom - nie przetrwa roku jako samodzielny tytuł.

Cezary Michalski, skądinąd znakomity autor i publicysta prawicowy, zostanie zapamiętany przez szerokie rzesze internautów nie za swoje książki i artykuły, ale jako ten, który oddał pierwszy strzał w wojnie starych mediów z Web 2.0. Miną lata, nikt już nie będzie pamiętał o "Dzienniku", ale Michalski na zawsze pozostanie "mordercą Kataryny", wyklętym przez społeczność internetową.

Anonimowość w internecie, rzekomy wróg wolności, ma się doskonale, bo przecież dekonspiracja blogerki od lat piszącej ciekawe, choć wyraziste i kontrowersyjne teksty, nie ma nic wspólnego z wulgarnymi komentarzami pod każdą notką. Trolle, których pełno na internetowych forach, to nic innego jak konsekwencja modelu biznesowego portali internetowych, które utrzymują się głównie z reklam. Reklamodawcy płacą za liczbę odsłon i klików, zaś agresywne i głupie komentarze napędzają ruch.

Fundacja, której Kataryna w tzw. realu szefuje i która działa w dobrze pojętym interesie publicznym, nie będzie teraz mogła sięgnąć po żadne publiczne pieniądze. Jej dorobek i meritum działalności nie będzie mieć nic do rzeczy, bo darczyńca od razu będzie musiał zderzyć się z opiniami, że finansuje tzw. wiadome siły. Cenę za niezależność publicystki zapłaci więc organizacja pozarządowa.

Stacili prawie wszyscy, ale jest ktoś, kto zyskał. Zyskała Sieć, która nagle uświadomiła sobie własną podmiotowość i realny wpływ. Dość chaotycznie, ale jednak w sposób spójny i ukierunkowany potrafiła przeciwstawić się establishmentowi. Dzisiaj dziennikarskiemu, ale jutro politycznemu.

Za sprawą Kataryny internet w Polsce poczuł swoją Moc. Ta Moc będzie już z nami - i to na długo!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200