Kogo na to stać?

Po kilku latach przyzwyczajania się do firmowych komputerów i noszonych do domu notebooków, których ciężar z każdym rokiem czułem coraz mniej, podjąłem męską decyzję - muszę mieć własny sprzęt. Nie mogę być od nikogo zależny. Wystarczy, że wyleją mnie z roboty i bez warsztatu pracy pozostanie mi już tylko zarejestrować się w "pośredniaku" po "kuroniówkę". Cóż więc i gdzie kupić? Najpierw szalony pomysł - najlepiej w "robocie". Komputerek "markowy" nabywany na raty w ramach któregoś z licznych programów wspierania pracowników. Ach, rozmarzyłem się jak mały chłopczyk, któremu mamusia macha przed oczami czekoladowym batonikiem. A tu batonik, bęc w błoto albo do uszu dobiega znane w dzieciństwie zdanie, "Czekoladek ci się zachciewa, kiedy w kieszeniach pustki!" Koniec marzeń.

Po kilku latach przyzwyczajania się do firmowych komputerów i noszonych do domu notebooków, których ciężar z każdym rokiem czułem coraz mniej, podjąłem męską decyzję - muszę mieć własny sprzęt. Nie mogę być od nikogo zależny. Wystarczy, że wyleją mnie z roboty i bez warsztatu pracy pozostanie mi już tylko zarejestrować się w "pośredniaku" po "kuroniówkę". Cóż więc i gdzie kupić? Najpierw szalony pomysł - najlepiej w "robocie". Komputerek "markowy" nabywany na raty w ramach któregoś z licznych programów wspierania pracowników. Ach, rozmarzyłem się jak mały chłopczyk, któremu mamusia macha przed oczami czekoladowym batonikiem. A tu batonik, bęc w błoto albo do uszu dobiega znane w dzieciństwie zdanie, "Czekoladek ci się zachciewa, kiedy w kieszeniach pustki!" Koniec marzeń.

Pozostaje zwykła droga dla zwykłego śmiertelnika. Dobry, żeby nie powiedzieć "markowy" składak, złożony z podzespołów znanych i pewnych firm. Jaki składak? Co to ma być i za ile? Kolejny dylemat, przeżywany za każdym razem przez tysiące nabywców. Kompromis między funkcjonalnością i ceną. W moim przypadku jedno i drugie na średnim poziomie. Kupiłem więc sobie komputer nie za duży, nie za mały, w sam raz. Oprogramowanie umożliwia wygodne tworzenie różnych tekstów, nawet fotografię "wciągnie" i wydrukuje w kolorze, a śliczna karta dźwiękowa nie tylko pozwala wysłuchać nagrane telefony, ale również odgrywać piszącemu najnowsze "hity" z dysków kompaktowych. Po prostu fantazja.

No i się zaczęło. Najgorsza jest ludzka pazerność. Szef firmy, w której dokonałem zakupu (nie zdradzę której; każdy chciałby mieć takie warunki), kierowany najlepszymi intencjami, chcąc nieba mi przychylić - zaproponował układ. "Wypróbuj" - powiedział - "oprogramowanie najnowszej generacji. To nieprawdopodobne, jak przyjazne dla użytkownika są współczesne systemy. Jak ci się nie będzie podobało, chociaż to niemożliwe, wrócimy do poprzedniej wersji". Zaczęły się więc dni ptasząt świergotu i odgłosów afrykańskiej sawanny. Penetracja systemu zajęła mi kilka dni, rzeczywiście, jest przyjazny. Jednakże po przeminięciu pierwszej fascynacji, jak w młodzieńczej miłości, została naga rzeczywistość. Liczenie kolejnych zasobów, które trzeba dokupić, żeby cała zabawa miała sens, i pieniędzy, które trzeba na nie wydać. Już nie mam systemu najnowszej generacji! Prawda jest brutalna - przeciętnego użytkownika zwłaszcza takiego, który startuje od zera i nie chce być złodziejem oprogramowania, po prostu nie stać na systemy najnowszej generacji.

Paradoksalne, one już teraz bronią się same przed złodziejami oprogramowania. Jeśli taki szarak, jak ja, wysupłując wszystkie pieniądze, kupi sobie "całkiem" dobry według własnego mniemania system z 8 MB pamięci i dyskiem 0,5 GB, to po wrzuceniu podstawowego oprogramowania, modułu zapewniającego komunikację i czegoś tam jeszcze skończą mu się zasoby. No i dobrze. Siódme - nie kradnij! Żeby to wszystko sprawnie działało, zwłaszcza z systemami supernowej generacji od razu trzeba myśleć o 32 MB pamięci i dyskach 2 GB, a na profesjonalne oprogramowanie trzeba już zacząć odkładać pieniądze wielokrotnie większe niż na sprzęt. Kogo na to stać? Będzie jeszcze gorzej, ponieważ, jak już pisałem niedawno, monopoliści zawsze chcą wytwarzać najtaniej, a zarabiać ile się tylko da. Wzrastająca w niezwykłym tempie moc komputerów, przy pozornie stojących w miejscu cenach, powoduje, że muszą się one karmić coraz bardziej subtelnym i złożonym oprogramowaniem. Zwykły użytkownik tego wyścigu nie wygra i albo padnie finansowo, albo będzie kradł nadal.

Jaka rada? Myślę, że irytacja Najbogatszego na sugestie konkurencji stanowi odpowiedź. Moim uszom niezwykle miła jest zapowiedź intensywnych działań w sferze rozwijania terminali czy też komputerów sieciowych. Tędy niewątpliwie wiedzie droga dla użytkowników, którzy muszą mieć dostęp do komputera i dowolnego oprogramowania za nieduże pieniądze. Podstawowy problem jednak leży nie w tych dwóch elementach, lecz w samej sieci. Musi ona być dostępna wszędzie, tak jak dzisiaj telefon (ze względu na monopol, niestety, nie w Polsce). Wierzę, że tak się niedługo stanie, a monopoliści będą musieli się nieźle napracować, by nie wypaść z rynku.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200