Jubileusz

Z mojej numeracji felietonów dla CW wynika, że to pewnie już pięćdziesiąaty raz produkuję sie na tych gościnnych łamach. Pięćdziesiąt razy w ciągu półtora roku to więcej niż obiecywałem redaktorowi naczelnemu (miało być co dwa tygodnie), a także znacznie dłużej niż mordęgę stałego felietonu wytrzymali zaczynający ze mną prof. Łętowska oraz red. Bratkowski.

Z mojej numeracji felietonów dla CW wynika, że to pewnie już pięćdziesiąaty raz produkuję sie na tych gościnnych łamach. Pięćdziesiąt razy w ciągu półtora roku to więcej niż obiecywałem redaktorowi naczelnemu (miało być co dwa tygodnie), a także znacznie dłużej niż mordęgę stałego felietonu wytrzymali zaczynający ze mną prof. Łętowska oraz red. Bratkowski.

A ja tu dalej równo dokładam państwu polskiemu, które nb. nic sobie z tego dokładania nie robi, ba - powiedziałbym nawet, że brnie w upiorną państwowość. Ot, dziś rano, gdy jadłem drugie śniadanie, córka włąaczyła telewizor i na drugim programie leciał najbardziej zajmujący serial III Rzeczypospolitej, to znaczy sprawozdanie z obrad Sejmu. Nad czym to nasi posłowie właśnie dyskutowali? Ano nad poprawką, ile też importerzy żywności będą musieli płacić za

obowiązkowe badania tejże na granicy! Od razu przypomniały mi się przeszłe boje o sprawdzanie markowych komputerów (tzw. betka) oraz o opłaty dla producentów oprogramowania (tzw. za nośnik). W pierwszym przypadku lobby krajowych potentatów wymogło obowiązkowe badania, co w znaczący sposób podnosi koszty wszystkich importerów, choć każdy wie, że komputer ze znakami badań zachodnioeuropejskich i amerykańskich z pewnością i tak przejdzie badania polskie. Notabene w dyskusji padł wtedy najdziwniejszy argument ze strony instytucji zainteresowanych badaniami. Stwierdzono mianowicie, że skoro Zachód nie uznaje naszych badań, to my im też nie będziemy uznawali.

Oj, polskie piekło przeniesione na arenę międzynarodową! Zamiast dobrze robić komputery i dobrze je badać, państwo wprowadza retorsje przeciw konkurencji. Ta zaś i tak za nic sobie ma te działania, ba - buńczucznie oświadcza, że już za dwa lata wykosi naszych producentów. Myślę tu o niedawnej publicznej wypowiedzi szefowej polskiego Compaqa. Wprawdzie nikt nie wie, jak jej firma mogłaby dziesięciokrotnie powiększyć sprzedaż, co i tak jeszcze nie dłoby pierwszego miejsca na naszym rynku (vide raport Computerworlda za rok 1995), ale mogę sobie wyobrazić, co potem się będzie działo. Ci sami posłowie, którzy blokowali uznanie zachodnioeuropejskich norm jakości, nagle jako pierwsi zaproponują zniesienie wszelkich badań. Za to doda się trzyprocentowy podatek na biednych programistów, co to ich piraci obdzierają z dochodów. Oczywiście zachodnich programistów, za których BSA odbierze większość zebranych pieniędzy.

Bowiem, proszę Państwa, nie oszukujmy się - wg znanego powiedzenia Churchilla, demokracja jest najgorszym systemem zarządzania państwem, ale lepszego nikt jeszcze nie wymyślił. W tym przypadku sprawa nie dotyczy tzw. elektoratu, bo komputery w naszym kraju ma tylko parę procent ludności, a już emeryci z pewnością nie są nimi

zainteresowani. Jednakże można sobie wyobrazić sytuację diametralnie odmienną.

Na przykład państwo rezygnuje z jakiejkolwiek kontroli żywności, komputerów, a nawet samochodów, pozostawiając wybieranie najlepszych produktów konsumentom. Jak komuś komputer się spali, przy okazji niszcząc całe mieszkanie, to taki delikwent szybko zaskarży producenta lub importera i wygra duże odszkodowanie. Tak to się dzieje w Ameryce, gdzie czasami nawet przebąkuje się o zbyt wysokich odszkodowaniach. U nas trzeba by tylko zwiększyć sprawność sądów, bo w tej chwili typowa sprawa cywilna o odszkodowanie trwa parę lat. Ale przecież sądy są wysoko wydajnymi przedsiębiorstwami - bardzo dochodowymi, bo koszty prowadzenia spraw pokrywają skarżący, a państwo od wszystkiego pobiera opłaty.

Niestety, mamy w Polsce rządy oligarchii urzędniczej, której wydaje się, że wie lepiej co jest dobre dla obywatela.

Dlatego też krajowi producenci komputerów mogą spać spokojnie - nikt nie dopuści, by na rynku zapanowała prawdziwa konkurencja. A już na pewno nie posłowie, z których jedna trzecia nie ma nawet czasu, by przyjść na rutynowe głosowanie. W dowolnej sprawie poza wysokością diet poselskich.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200