Jeden z 45-ciu sprawiedliwych

Jak wiadomo czytelnikom mego blogu, po długich i ciężkich cierpieniach zostałem obywatelem amerykańskim. Poza paszportem wyposażonym w układ scalony, w którym zapisano moje dane biometryczne, dzięki czemu nikt nie pobiera mi już więcej odcisków palców, otrzymałem od nowej ojczyzny prawo do głosowania, z którego niedawno skwapliwie skorzystałem. Nim jednak miałem okazję zrealizowania powyższych uprawnień obywatelskich, państwo zawezwało mnie do sądu. Jako kandydata na sędziego przysięgłego.

Jak wiadomo czytelnikom mego blogu, po długich i ciężkich cierpieniach zostałem obywatelem amerykańskim. Poza paszportem wyposażonym w układ scalony, w którym zapisano moje dane biometryczne, dzięki czemu nikt nie pobiera mi już więcej odcisków palców, otrzymałem od nowej ojczyzny prawo do głosowania, z którego niedawno skwapliwie skorzystałem. Nim jednak miałem okazję zrealizowania powyższych uprawnień obywatelskich, państwo zawezwało mnie do sądu. Jako kandydata na sędziego przysięgłego.

Wszyscy miłośnicy kina dobrze wiedzą, że w sądzie amerykańskim, prócz zawodowego sędziego, jest też dwunastu sędziów przysięgłych, wybieranych spośród zwyczajnych obywateli. Podobno wybieranych losowo. Ale szybkość, z jaką wezwano mnie do sądu zaraz po przysiędze, wskazywałaby na całkowicie automatyczny proces wyboru z bazy danych. Nie służyłeś, no to mamy cię. Zresztą papierki, które dostałem wraz z wezwaniem, były przygotowane tak, aby uprościć cały proces zostawania sędzią. Nawet plakietka sędziowska, którą wydzierało się z formularza, miała kod kreskowy dla szybszego sprawdzania kto zacz.

Nic dziwnego - w słoneczny poranek, gdy o godzinie 7:30 zameldowałem się w budynku sądu, to zastałem tam dobrze ponad czterysta osób takich jak ja. Wszystkich nas zebrano niczym owce w zagrodzie, wyświetlono filmik o (po)wadze naszego obowiązku, dano po darmowym bilecie na komunikację miejską (abyśmy nie blokowali parkingów w śródmieściu, gdyby wybrano nas na następny dzień) i kazano czekać. Przezornie zabrałem ze sobą książkę, ale już po jej pierwszym rozdziale mój numer został wywołany i pomaszerowałem na piętro do sali, gdzie miał się toczyć "mój" proces. Niestety, nie załapałem się na pierwsze 12 miejsc, więc wraz z pozostałymi 33 kandydatami na sędziów mogłem tylko przyglądać się procedurze przesłuchiwania szczęśliwców. Co zwróciło moją uwagę, to fakt posiadania laptopów zarówno przez sędzinę, jak i przez protokolantkę. W odróżnieniu od polskich sądów, w których Wysoki Sąd narażony jest na zawodowe skrzywienie kręgosłupa z powodu monitora, postawionego z boku, tak aby nie zasłaniał sali. Laptop ma też tę zaletę, że można go wziąć do domu i popracować nad sprawą.

Kandydaci na sędziów przysięgłych zeznawali wszystko bez wahania. Była to nawet ciekawa psychodrama. Nie wiadomo, jednak, dlaczego właściwie zafundowana normalnym, przyzwoitym ludziom. W dzisiejszych czasach każdy mandat, nie wspominając dawnego aresztowania, odnotowany jest w licznych bazach danych, więc i tak nie uda się ukryć przeszłości. Oskarżona o prostytucję (chyba jeszcze nastolatka) musiała mieć dobrą zabawę, słuchając o kolizjach z prawem współobywateli. Sąd pracował szybko i do przerwy na lunch przesłuchano już większość kandydatów. Niestety, po przerwie okazało się, że prokurator dogadała się z oskarżoną, która zgodziła się na dobrowolne poddanie karze. W tej sytuacji sędzina grzecznie nam podziękowała i zwolniła ze sprawy. Ogólne wrażenie w porównaniu z polskim wymiarem sprawiedliwości: powaga sądu wcale nie wyklucza uśmiechu i dowcipu. Weseli żyją lepiej!

Miałem szczęście, bo w sekretariacie sądu dano mi wolne i nie musiałem czekać kilku godzin do końca dnia, tak jak nieszczęśnicy wybrani na sędziów zapasowych. Z drugiej strony, nie udało mi się zostać sędzią przysięgłym, a cóż dopiero w jakiejś znanej sprawie. Wtedy mógłbym, tak jak np. sędziowie w sprawie OJ, napisać książkę i zostać celebrytą. Ale wszystko jeszcze przede mną. Następny obowiązek sędziowski już za dwa lata. Być może uda mi się wtedy nie być tzw. kandydatem na telefon, który przez miesiąc musi codziennie dzwonić i sprawdzać, czy go nie wybrano na następny dzień. To jest dopiero masakra. Sądowa.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200