Jasiu, nie naciskaj

Informatyka na tyle dobrze zagościła w naszym życiu, że kiedyś nawet wzięto ją pod uwagę w szkolnych programach nauczania. Nie bez kozery zajęcia z niniejszego przedmiotu prowadzą nader często nauczyciele przysposobieni, a dotychczas oddani na przykład przedmiotom związanym z wychowaniem technicznym.

Informatyka na tyle dobrze zagościła w naszym życiu, że kiedyś nawet wzięto ją pod uwagę w szkolnych programach nauczania. Nie bez kozery zajęcia z niniejszego przedmiotu prowadzą nader często nauczyciele przysposobieni, a dotychczas oddani na przykład przedmiotom związanym z wychowaniem technicznym. Nie dziwota, bo informatyka to też prace ręczne, gdzie zamiast szydełka lub piły posługujemy się trochę bardziej skomplikowanymi urządzeniami.

Niemniej wprawa jest tutaj w cenie, bo w klawisze trafić też sztuka, nie mówiąc o posługiwaniu się krnąbrną myszą. Przechodzi taki nauczyciel przeszkolenie w zakresie komputerów, a następnie na głębokie wody zostaje rzucony, czyli do przekazywania wiedzy dzieciarni. W krótkim czasie okazuje się, że klasa naszpikowana jest miglancami, znającymi arkana home computing zdecydowanie lepiej od pedagoga. Nauczyciel, jako jednostka ambitna, chciałby i powinien swoją wiedzę doskonalić po godzinach, aby mu więcej żaden smarkacz psikusów na zajęciach nie robił i nie doprowadzał do ośmieszania autorytetu przysługującego z urzędu.

I tu pojawia się problem, gdyż informatyka nie tylko teorią stoi, ale głównie praktyką, zwłaszcza na poziomie podstawowym. Cóż z tego, że nauczyciel zgodnie ze swym powołaniem byłby skłonny poświęcić czas prywatny na dokształcanie, skoro go na to nie stać. Za "godziwe wynagrodzenie" może jedynie pomarzyć o zakupie literatury, nie mówiąc już o byle jakim komputerze.

Wskutek braku wiedzy fachowej mają miejsce zatem na zajęciach informatyki incydenty. Pani, mając przyswojony pewien tok postępowania w pracy z komputerem, za nic w świecie nie potrafi zinterpretować zdarzeń odbiegających od przyjętego scenariusza. Tak więc uczniowie niejako pod dyktando wykonują polecenia, a odstępstwo od tego kończyć się musi przeładowaniem systemu i reprymendą "nigdy więcej nie naciskaj tego klawisza". Pracownia komputerowa, ku nieszczęściu uczniów w pierwszym rzędzie oraz dydaktyków w drugim (lub odwrotnie), wyposażona jest w oprogramowanie testujące wiedzę informatyczną. Program podlegający parametryzowaniu okazuje się testem umiejętności dla kadry, z którym ciało pedagogiczne wyraźnie sobie nie radzi i na wszelki wypadek nie zmienia ustawień sprzed wielu lat. W związku z powyższym istnieje niepisana zasada, że poprawną odpowiedzią na pytanie, dla przykładu, o maksymalną szybkość procesora jest 100 MHz, a nie odpowiedź zgodna z aktualnym stanem technologii lub zdrowym rozsądkiem.

Weryfikacja jakości procesu dydaktycznego stanowi u nas problem większego kalibru. W przypadku nauczania podstaw obsługi komputera władze szkolne, widząc w komputerach coś pośredniego pomiędzy zabawką a wynalazkiem szatana, delegują w te rejony nauczycieli, których akurat nie sposób obsadzić w innej roli. A może jest to po prostu kompania karna?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200