Jakieś cyferki, czyli analogowe déja vu w kółko od nowa

Baseball jest grą wyjątkowo hermetyczną o ile już w dzieciństwie nie chodziło się na mecze z tatusiem. Podobnie jak w piłce nożnej jest tam wiele niuansów, zupełnie niezrozumiałych dla laików. Osobiście zatrzymałem się na poziomie (nie)zrozumienia, dlaczego drużyna White Socks z Chicago gra w czarnych skarpetkach, gdy tymczasem bostońscy Red Socks występują w białych.

Baseball jest grą wyjątkowo hermetyczną o ile już w dzieciństwie nie chodziło się na mecze z tatusiem. Podobnie jak w piłce nożnej jest tam wiele niuansów, zupełnie niezrozumiałych dla laików. Osobiście zatrzymałem się na poziomie (nie)zrozumienia, dlaczego drużyna White Socks z Chicago gra w czarnych skarpetkach, gdy tymczasem bostońscy Red Socks występują w białych.

Czasami jednak nie mogę powstrzymać się od cytowania powiedzonek gracza o uroczym pseudonimie Yogi http://en.wikipedia.org/wiki/Yogi_Berra . Jeden z najsłynniejszych tzw. yogismów świetnie pasuje do wielu sytuacji:

"It's like déja vu all over again"http://en.wikipedia.org/wiki/Yogiisms . W jubileuszowym, 2500 numerze tygodnika POLITYKA felietonista Ludwik Stomma, etnolog i antropolog kultury, profesor prestiżowego uniwersytetu Sorbona, napisał był:

"Dzisiaj każdy ma komórkę (tak się określa kieszeniowy uniwersalny łącznik ze społeczeństwem). Gdzieś w górze jakiś satelita odbiera wystukiwane przez nas cyferki, przekazuje je na ziemskie niziny i w ten kosmiczny sposób możemy umówić się na piwo, dowiedzieć, kto ma do nas i o co pretensję, komu zaraz musimy zwrócić pożyczone wczoraj dwieście złotych". http://polityka.onet.pl/artykul.asp?M=FS&NR=2500-2005-16

Pierwsze zdanie robi idiotów z milionów rodaków, którzy od 10+ lat używają komórek, bo telefonów stacjonarnych nie mogli doczekać się od TP SA. Drugie zaś jest prawdziwą kopalnią błędów. Gdybym na łamach CW chciał napisać, że "Rzeźbiarz Szekspir zrobił w lastryko średniowieczny wystrój rokokowej katedry w Kioto", to z pewnością RedNacz posłałby mnie na przymusowe badania alkomatem, korekta zapytałaby, czy myślę o wschodniej czy też o północnej dzielnicy byłej stolicy Japonii, zaś czytelnicy zasypaliby redakcję listami informującymi, iż chodzi o artystę Homera. Ja zaś ze wstydu popełniłbym seppuku.

Tymczasem w tygodniku, uważającym się za (ponoć) najpoważniejsze pismo polityczno-kulturalne polskich elit, nie potrafią nawet odróżnić cyfr od liczb, że nie wspomnę o bitowej technologii przekazywania dźwięku oraz komórkach, jak najbardziej i realnie istniejących w eterze. Bez satelitów z kosmosu. Nikt z czytelników tygodnika, piszących komentarze online, także nie zauważa bełkotu Pana Profesora od etnologii i antropologii kultury, podniecają się zaś wspomnieniami budek telefonicznych w PRL-u. Podział, a raczej rozdział pomiędzy humanistami a umysłami ścisłymi, opisany przeze mnie w felietonie "XX, czyli dywergencja" http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/253.html , dalej kwitnie. Ba, nie tylko kwitnie, ale rozwija się twórczo. W kółko od nowa.

Nie wiem jak Państwo, ale ja mam wrażenie, że żyję w innym świecie niż Ludwik Stomma i jemu podobni. W świecie, w którym można cieszyć się z kwitnącej czereśni, kochać żonę i pamiętać bar mleczny na Krakowskim Przedmieściu, ale także rozumieć, jak działa telefon komórkowy, Internet, odtwarzacz MP3, a nawet, o zgrozo, wiedzieć że kultura to nie tylko wierszyki oraz pacyki, ale także, a może przede wszystkim, technika dzięki której świat jest po prostu lepszy. A ta technika jest dziś głównie cyfrowa. Niestety - niepojęta dla humanistów, czyli analogów, jak przez analogię do przestarzałej technologii analogowej należałoby ich zwać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200