Jakby moment

Właśnie dzisiaj mija 25 lat mojej pracy zawodowej. Niezły wyrok, chciałoby się rzec - co prawda spędzony w różnych zakładach, ale zawsze za te same grzechy, czyli za informatyczne zainteresowania.

Właśnie dzisiaj mija 25 lat mojej pracy zawodowej. Niezły wyrok, chciałoby się rzec - co prawda spędzony w różnych zakładach, ale zawsze za te same grzechy, czyli za informatyczne zainteresowania.

Nie powiem, że czas ten przeleciał jak z bicza strzelił, chociaż z perspektywy może wydawać się jak mgnienie oka, ale jest to typowe złudzenie retrospektywne. Raczej prosiłoby się zanucić "hej, przeleciał ptaszek", chociaż nie bardzo wiadomo o jaki gatunek ptaszka może chodzić - czy wróbel to, który w garści miał pozostać, czy też może gołąb, od zawsze nieuchwytny na dachu, a może kura znosząca złote jaja - nielotna, a mimo wszystko jeszcze trudniejsza do pojmania. Być może też przeszło mi coś koło nosa, z czym poniekąd zgodzić się trzeba, gdyż wiele okazji wykorzystałem w sposób dalece nieefektywny lub wręcz nie wykorzystałem ich wcale. Można by na bazie moich doświadczeń niezłą książkę napisać, bo ćwierć wieku to szmat czasu. Wiele rzeczy widziałem i doświadczyłem, wiele ciągle przemilczam.

Jak w przypadku jubileuszy zwykło się czynić, postaram się przeprowadzić krótką syntezę

i sporządzić statystykę wykorzystania mnie jako składnika procederu informatycznego. Ogółem pracowałem w pięciu firmach, co daje dosyć dobrą średnią pięciu lat u jednego pracodawcy. Ale jak wszyscy wiemy, statystyka jest dosyć złudna i nie oddaje prawdy o konkretnym przypadku. W jednej firmie pracowałem lat kilkanaście, w innej zaś jeden dzień - co jest pewnego rodzaju ciekawostką, chociaż miałem znajomego, któremu przydarzyło się identycznie. Nawet ten mój niefortunny ruch ze zmianą pracy na dzień i z powrotem do poprzedniego zakładu zaowocował awansem finansowym, niestety z ujmą dla treści merytorycznej wykonywanej pracy. Nie wiem jak to jest, że przeważnie za to, co lubimy robić mniej płacą. Z drugiej strony patrząc, powołania na pieniądze się nie przelicza. W zasadzie każda zmiana w moim życiu zawodowym związana była z awansem finansowym, chociaż nie od razu i nie zawsze wiązało się to z zachowaniem odpowiednio wysokiego stanowiska służbowego. Niemniej każdemu z Państwa polecam od czasu do czasu "zawodowy skok w bok", o ile to możliwe oczywiście. Działa to regenerująco nie tylko na portfel.

Jeśli chodzi o merytoryczną stronę pracy, najciekawszy okres odnotowałem na samym początku

gdy przypadła mi w udziale implementacja łączenia komputerów typu mainframe. Jakbym przewidywał - już wówczas wiedziałem, że równie ciekawego tematu nie będzie mi dane napotkać w dalszym życiu zawodowym. Pracowałem na wielu typach maszyn, znałem różne systemy operacyjne, programowałem w wielu językach, projektowałem mnóstwo nietypowych zastosowań, kierowałem zespołami, znam jak własną kieszeń problemy masowego przetwarzania. Gdyby sporządzić szczegółową tego listę, powstałby szkic rozwoju technologii informatycznej ćwierćwiecza.

Patrząc na dzisiejszy stan informatyki, mogę stwierdzić, że od strony technicznej jest bardzo, ale to bardzo dobrze, aczkolwiek uczyć się trzeba coraz więcej. Natomiast gorzkiego smaku nabiera to, co obserwuję w wielu miejscach pracy jeśli chodzi o stosunek do pracowników odpowiedzialnych za informatykę. Posłużę się tu rozwinięciem sloganu pewnej firmy ubezpieczeniowej "interesuje nas twoje życie" - co oznacza, że zainteresowanie w rzeczy samej ogranicza się do maksymalnego przedłużenia okresu pobierania składek.

Za dużo w tym wszystkim techniki i komercji, za mało zdrowych relacji międzyludzkich.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200