Internet czyli platoński cień świata

Przez długi czas panowało przekonanie, że społeczeństwo informacyjne należy postrzegać, opisywać i badać w kategoriach racjonalnych, ponieważ komputer i sieć są wynalazkami najbardziej funkcjonalnymi dla ratio. Dziś wiemy, że wygląda to nieco inaczej.

Przez długi czas panowało przekonanie, że społeczeństwo informacyjne należy postrzegać, opisywać i badać w kategoriach racjonalnych, ponieważ komputer i sieć są wynalazkami najbardziej funkcjonalnymi dla ratio. Dziś wiemy, że wygląda to nieco inaczej.

Po raz pierwszy w historii współczesne wynalazki, będące atrybutami społeczeństwa informacyjnego, stanowią już nie przedłużenie ludzkich mięśni i zmysłów, co charakteryzowało innowacje ery mechaniki, lecz niektórych funkcji mózgu. Tymczasem okazało się, że takie racjonalne podejście jest niewystarczające, bo sfera rozumu nie wyczerpuje całej egzystencji człowieka, nawet więcej: wyzwala prawem reakcji tendencje irracjonalne, których mamy pełno w kulturze późnego kapitalizmu, czy - jak kto woli - ponowoczesności.

Mogą utwierdzić w tym przekonaniu liczne nowe prace, z których jedna, bardzo intere- sująca książka Erika Davisa TechGnoza. Mit, magia + mistycyzm w wieku informacji, niedawno została przybliżona na łamach Computerworld przez Andrzeja Gontarza. Publikacje te pokazują, jak pełne luk są nasze przemyślenia o społeczeństwie epoki komputera i robota, jak kruchy jest gmach wiedzy na ten temat. Po części można to usprawiedliwić faktem, że tutaj praktyka zawsze wyprzedzała naukową refleksję, bo ta karmi się empirią. Ale przecież i bez empirii powstawały wybitne płody ducha, co jednak wymaga wybitnej intuicji poznawczej. Bez niej człowiek nie wydedukowałby istnienia atomu, którego w żaden sposób w owych czasach zbadać nie było można.

Mitotwórcza science fiction

Erik Davis, szukając klucza do rozumienia fenomenu Internetu, sięgnął do pojęcia gnozy. Najbardziej lapidarna definicja encyklopedyczna mówi, że gnoza to rozkwitająca w pierwszych wiekach naszej ery wiedza tajemna dostępna tylko nielicznym, mająca stanowić środek do osiągnięcia zbawienia. Był to sposób myślenia i filozofowania czerpiący eklektycznie z wielu systemów filozoficznych: mitozofii, platonizmu, chrześcijańskich i żydowskich ksiąg sakralnych.

Dziś mamy do czynienia z czymś podobnym: szukaniem klucza do zrozumienia świata epoki Internetu, bo takiego rozumienia nie dostarczają ludziom Zachodu religie instytucjonalne. A chaos trzeba jakoś uporządkować, potrzebne są więc mity nadające sens i znaczenie. Każda epoka takich mitów potrzebowała - nawet Oświecenie, które naukowo bardzo wielu spraw nie objaśniało albo robiło to w sposób, który wystarczał tylko nielicznym.

Omnipotencja religii została zastąpiona imperializmem nauki (by tak nieładnie wyrazić się o scjentyzmie), lecz ten również nie wyeliminował mitów z naszego myślenia. Wystarczy wziąć choćby mit Frankensteina, wyrastający z lęków przed cywilizacją techniczną, która wymyka się spod kontroli. Nauka była zrozumiała tylko dla części elit, doły musiały ją mitologizować. Na przykładzie Frankensteina widać, że zmieniła się treść mitu, zaś science fiction stała się surowcem mitotwórczym, nie zmieniła się jednak funkcja kulturowa mitu. W ten sposób kultura popularna negocjuje z technologią.

Oświecenie było pierwszym potężnym nurtem w kulturze europejskiej, który po części dążył do zerwania dualizmu ciała i duszy, ustanowienia jedności materii, ale nie do końca się to udało. Wyniesiony na piedestał rozum, który miał być najwyżej zorganizowaną materią, zaś jego funkcjonowanie - efektem działania procesów fizykochemicznych, przejął jakby funkcje duszy.

Dlaczego tak wiele współczesnych wyobrażeń i oczekiwań związanych z rozwojem technik cyfrowych ma źródła w funkcjonujących od dawna mitach i archetypach? Moja odpowiedź: po prostu dlatego że są one niezbędne do zachowania ciągłości kultury. Kultura bowiem to nieskończony strumień znaków nawiązujący do innych znaków. Bez tych mitów i archetypów nastąpiłoby zerwanie równowagi ciągłości i zmiany. To jest samoobrona kultury, która nie chce stracić poczucia pionu i orientacji w biegunach wartości. Choć są także i inne wyjaśnienia, np. filozof kultury, Benjamin Walter, twierdził, że wspólną cechą wszystkich kultur jest produkowanie baśni (np. o bohaterach dla maluczkich). To element władzy symbolicznej. E. Davis powiada, że idee nie znikają, podlegają natomiast pewnemu dziedziczeniu.

O wędrówkach idei przez historię napisano już sporo. Zwolennicy teorii nazwanej memetyką mają na to proste wyjaśnienie: siła tego dziedziczenia zależy od siły memów, czyli genów kultury, ale ta teoria nie cieszy się powszechną aprobatą i uważa się ją za spekulatywną (przede wszystkim dlatego że nie udało się zidentyfikować memów). Z pewnością można powiedzieć, że żywotność przekazów (idei, mitów) bierze się stąd, iż są one wyjmowane ze starego kontekstu i umieszczane w nowym. To jest podstawa twórczości. Przykładem takiego przenoszenia w nowy kontekst jest neuroteologia, odnosząca się do badań neurofizjologicznych mających na celu zlokalizowanie w mózgu ośrodków odpowiedzialnych za uczucia religijne (Edwin Bendyk: Zatruta studnia, w druku).

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200