I tylko Szczyrku żal...

Jadąc pociągiem z Petrovic, po czeskiej stronie, do naszych Zebrzydowic łatwo poznać, kiedy jest się już w Polsce. Płynna dotąd jazda zmienia się nagle w nieustające stuki, podskoki, szarpanie i chaotyczne kołysanie.

Jadąc pociągiem z Petrovic, po czeskiej stronie, do naszych Zebrzydowic łatwo poznać, kiedy jest się już w Polsce. Płynna dotąd jazda zmienia się nagle w nieustające stuki, podskoki, szarpanie i chaotyczne kołysanie.

Wracam z kolejnej wyprawy na konferencję "Tvorba Softwaru" w Ostrawie i głównym uczuciem, jakie mi towarzyszy, jest żal. Żal wcale nie tego, co po tamtej stronie granicy jest lepsze, tylko tego, że w tym roku po Ostrawie nie będzie już Szczyrku.

Szczyrku, gdzie rzadko udawało mi się zostać dłużej, bo na ogół wpadałem tam, jak po przysłowiowy ogień. A swoisty rekord w krótkości pobytu pobiłem w zeszłym roku, kiedy to prosto z taksówki z Bielska stanąłem przed audytorium i rozpocząłem wystąpienie, by zaraz po nim, tą samą, czekającą cierpliwie taksówką, odjechać na pociąg do Warszawy.

Szczyrkowska impreza pozostanie w pamięci przede wszystkim jako szczególne osiągnięcie kolegów z Górnośląskiego Oddziału PTI, i to dla trzech powodów: wartości i poziomu wystąpień, niepowtarzalnego klimatu i wydawanych drukiem, wielkim nakładem mało docenianej pracy i zapobiegliwości, materiałów konferencyjnych.

Materiałów, na które co roku niecierpliwie czekali moi (i zapewne nie tylko moi) magistranci. I co ja powiem kolejnemu rocznikowi? Że nie będzie materiałów, bo nie ma Szczyrku, a nie ma, bo jak głosi tzw. fama, winne są tarcia na linii Warszawa - Katowice, sprowokowane ponoć przez tę pierwszą?

Wracając do Ostrawy, która ma dłuższe niż Szczyrk tradycje (w tym roku 33. raz, Szczyrków było 18), to w tym roku wyrównały się tam proporcje między wystąpieniami akademickimi, a tematami poruszanymi przez praktyków. Tendencja ta była już zauważalna od kilku lat, ale, jak to w Czechach, sprawy zawsze biegną wolno, ale za to systematycznie.

To samo zresztą można powiedzieć o ogólniejszych zmianach, jakie tam zachodzą. Nie rzucili się Czesi w zmienianie wszystkiego dla samej zmiany. Do dziś funkcjonują tam rzeczy sprzed 20 i więcej lat, bo działają dobrze. Dotyczy to i kranu w hotelu, i samochodów Skoda i Łada z lat 80., których sporo i w dobrym stanie widać na ulicach (wizytujący w tym samym czasie Czechy prezydent USA przemawiał, mając przed sobą mikrofony jako żywo przypominające produkty Tesli z lat 70.).

Było więc w tym roku w Ostrawie sporo o programowaniu, ale z wyraźnym akcentem na metodyki, a nie techniki. Sporo mówiło się o zjawisku określanym jako "agile enterprise", nie mogło więc zabraknąć i "agile programming", z wielokrotnie przywoływaną metodyką SCRUM.

Było bardzo ciekawe spojrzenie na Web 2.0 i liczne wystąpienia poruszające odwieczny problem, jak sprawić, by gotowy program naprawdę robił to, czego oczekuje użytkownik. I to niezależnie od tego, czy chodzi o program w tradycyjnym rozumieniu, czy o rozwiązanie portalowe lub o usługi sieciowe.

Nie zabrakło i wiecznie aktualnych spraw bezpieczeństwa, gdzie wyróżniał się temat bezpiecznych przekazów z użyciem XML oraz nader interesujący wykład o tworzeniu i testowaniu oprogramowania sterującego elektrownią jądrową (dowcipnie poprzedzony sprawdzeniem przez prowadzącego, czy nie ma na sali Austriaków!).

Niestety - prawie każde porównanie z nami, co stwierdzam z niejakim smutkiem, wypada dla nich korzystniej: w uczelnianej kantynie pełno piwa i alkoholi wysokoprocentowych, a studenci są przeraźliwie trzeźwi. Na granicy w Zebrzydowicach z Czech do Polski wjeżdżał pociąg pełen volkswagenów, my, w rewanżu, wysyłaliśmy pociąg fiatów.

Ale nie wszystko wypada dla nas aż tak kiepsko: czeski Koh-I-Noor nadal jest znaną i cenioną na świecie marką ołówków, a przecież o naszym Pruszkowie też od czasu do czasu bywa głośno.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200