Fora (z) CW, TW

Początek lutego 2005 przyniósł nową formę zabawy towarzyskiej: szukanie nazwisk na liście. Oczywiście, wszyscy wiemy o jaką listę chodzi, a jeśli ktoś nie wie, to powinien jak najszybciej udać się do lekarza na badania okresowe. Nim jednak zaczęło się przeglądać listę, trzeba było ją znaleźć. Tak jak większość polskich internautów, wpisałem w Google "Wildstein + lista" i otrzymałem kilkanaście tysięcy odpowiedzi. Jedna z nich od razu zwróciła moją uwagę, bo kierowała do forum Computerworlda. Nie wiedziałem, że jest coś takiego, więc z ciekawości zajrzałem i od razu znalazłem, czego szukałem. To się nazywa fuks! Dziękuję ci, CW!

Początek lutego 2005 przyniósł nową formę zabawy towarzyskiej: szukanie nazwisk na liście. Oczywiście, wszyscy wiemy o jaką listę chodzi, a jeśli ktoś nie wie, to powinien jak najszybciej udać się do lekarza na badania okresowe. Nim jednak zaczęło się przeglądać listę, trzeba było ją znaleźć. Tak jak większość polskich internautów, wpisałem w Google "Wildstein + lista" i otrzymałem kilkanaście tysięcy odpowiedzi. Jedna z nich od razu zwróciła moją uwagę, bo kierowała do forum Computerworlda. Nie wiedziałem, że jest coś takiego, więc z ciekawości zajrzałem i od razu znalazłem, czego szukałem. To się nazywa fuks! Dziękuję ci, CW!

Jako osoba, która już 5 lat temu ujawniła swoje tajne powiązania na łamach CW (felieton "Luz-tra(dy)cja"http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/214.html ) i która nie znajduje się na ww. liście, mogę spać spokojnie. Jako felietonista komputerowy nie mogę jednak nie zabrać głosu na temat komputerowego podłoża całej sprawy. Zacznę od naszego CW podwórka. Otóż uważam, że trzeba się zdecydować: albo podajemy odnośnik do listy oficjalnie na łamach, albo nie. Jeśli nie, no to trzeba było ocenzurować wpis na forum. Półdziewice nie mają ani przyjemności, ani honoru.

Po drugie, powinniśmy nasilić edukację komputerową społeczeństwa od podstaw. Zacząć trzeba od fachowców zatrudnionych w IPN. Tylko całkowicie niekompetentni ludzie mogli umieścić ważne dane osobowe na publicznym komputerze, nie blokując do niego dostępu (podobno użyto tzw. pióra USB). Każde dziecko wie, że fizyczny dostęp do portów komputera wyklucza jakiekolwiek bezpieczeństwo danych. A jeśli już de facto pozwalać na kopiowanie, no to przynajmniej dokumenty powinny były być przygotowane w postaci podpisanej cyfrowo, np. jako pliki PDF, co uniemożliwiłoby ich późniejszą bezkarną modyfikację. Mam nadzieję, że kiedy wreszcie IPN opublikuje swoją listę, to będzie ona właśnie tak przygotowana.

Po trzecie, trzeba wziąć się za pióra kolegów dziennikarzy. To nie sztuka wsadzać, każdy matoł to potrafi. Liczy się efekt końcowy. Warto wiedzieć, nawet jeśli redakcja używa komputerów eMac, a może właśnie dlatego, że używa, iż istnieją proste narzędzia do sortowania danych, choćby MS Excel. Przetworzenie listy z porządnym katalogiem oraz opisem nie zajęłoby wiele czasu, na pewno mniej niż późniejsze wyjaśnianie, np. co oznaczają dwa zera przed numerem teczki. Swoją drogą bałagan w danych, w każdym razie w wersji listy, którą miałem nieprzyjemność oglądać, jest porażający. To są fatalne skutki przyzwyczajenia do pracy na papierze. Komputery nie cierpią bałaganiarzy.

Wreszcie na koniec banalna obserwacja, która jednak ciągle gdzieś nam umyka: Internet naprawdę zmienił świat, czy tego chcemy, czy też nie. Nie da się już tworzyć społeczeństwa obywatelskiego bez uwzględnienia światowej sieci komputerów. Kiedyś proletariusz posiadał tylko syna lub córkę (łac. proles - potomkowie). Dziś, gdy nie ma komputera, jego dzieci skazane będą na wegetację poza społeczeństwem informatycznym. Współczuję wszystkim tym, którzy mając komputer i dojście do sieci, nie potrafili sami znaleźć listy. Biedni, nikt nie zechce ich nawet na TW, bo zawsze będą mieli przestarzałe informacje. Pozostanie im wymądrzanie się na jakimś forum. Mam nadzieję, że nie na forum CW.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200