Dziwactwa czasowe roku przestępnego

Był czwartek, 5 marca 2004 r. Uważny Czytelnik stwierdzi, że to niemożliwe, gdyż kalendarz tegoroczny wyraźnie pokazuje, że 5 marca przypadał na piątek. U mnie jednak wypadł w czwartek, a wyjaśnieniu tej dziwnej historii poświęcę dzisiejszy felieton.

Był czwartek, 5 marca 2004 r. Uważny Czytelnik stwierdzi, że to niemożliwe, gdyż kalendarz tegoroczny wyraźnie pokazuje, że 5 marca przypadał na piątek. U mnie jednak wypadł w czwartek, a wyjaśnieniu tej dziwnej historii poświęcę dzisiejszy felieton.

Zaczęło się od niestandardowej dyskusji z użytkownikami jednego z naszych systemów. Chodziło o to, czy data transakcji, pod jaką została ona zapamiętana w bazie, jest rzeczywiście ze stycznia ub.r., czy może z września - przy czym upierał się klient, "właściciel" owej transakcji. Sprawa była o tyle istotna, że dotyczyła karnych odsetek. Zazwyczaj nikt nie podaje w wątpliwość wiarygodności danych przechowywanych komputerowo, jednak zawsze trzeba brać pod uwagę margines pomyłek ludzkich. Szczęśliwie dla nas złożyło się, że w marcu ub.r. przeprowadzaliśmy wymianę systemu, pozostawiając stare bazy do wglądu na wszelki wypadek. Po sprawdzeniu okazało się, że zapis transakcji widnieje również w starym systemie, co jednoznacznie wskazywało, że nie mogła być ona realizowana we wrześniu, a klient jest po prostu zwykłym naciągaczem.

Tego samego dnia instalowałem nową wersję programu w innym zupełnie, dwustanowiskowym dziale. Ponieważ zmienił się tylko moduł wykonywalny, wystarczyło, że wgrałem na każdej stacji plik "exe". Po chwili otrzymałem stamtąd alarmujący telefon, że na jednym komputerze mają dostęp do nieaktualnych danych. Włos zjeżył mi się na głowie, bo aczkolwiek wymieniałem tylko program, to przy okazji zrobiłem jeszcze kompresję bazy na serwerze, więc przypuszczałem, że może sam coś pogmatwałem. Uspokoiłem się nieco, gdy się okazało, że stare dane pokazują się tylko na jednym komputerze, podczas gdy na drugim wszystko jest w porządku. Po krótkim dochodzeniu znałem już przyczyny, aczkolwiek do dziś nie rozumiem, jak mogło się to zdarzyć. Otóż program ten ma "zaszyte" na stałe informacje o położeniu bazy danych. Na "podejrzanej" stacji skrót na pulpicie z niewyjaśnionych względów odwoływał się do starej wersji programu, wskazującej na przedawnioną wersję bazy danych.

Jak stwierdziłem, w jednym folderze współistniały: zapomniana wersja programu o nazwie "pgmx.exe" oraz od miesięcy używana wersja aktualna o nazwie "pgm.exe", korzystająca z właściwej bazy. O tyle jest to wszystko dla mnie niezrozumiałe, że wobec tych błędnych ustawień pulpitu, jakie zastałem, niemożliwa byłaby praca ze wspólną bazą danych, czemu z kolei przeczyły poprawne efekty ostatnich tygodni, jak również jednoznaczne zeznania użytkowników, że wszystko do tej pory przebiegało normalnie.

Chwilę potem podpisywałem coś w rodzaju listy obecności. Gdy spojrzałem na mój zegarek z datownikiem, pokazywał on 5 marca, czwartek (posługuję się specjalnym zegarkiem dla roztargnionych informatyków, którzy nigdy nie wiedzą, jakie są dzień i miesiąc). Tym razem jednak prawda czasu zegarka nie zgadzała się z datowanymi rubrykami na papierze. Już w popłochu, gorączkowo analizując przyczyny, wywnioskowałem, że mój czasomierz nie ma pojęcia o istnieniu 29 lutego i z tego powodu od kilku dni żyję wirtualnie dzień naprzód. Zaraz też sprawdziłem, jak datowałem marcowe pisma, i okazało się oczywiście, że niezgodnie z datą rzeczywistą.

W obliczu takiej liczby dziwnych zdarzeń splatających się wokół podobnego wątku człowiek zaczyna wątpić w swoje zdrowe zmysły. Podobnie jak w trzymających w napięciu filmach, efekty potęgują się, aby najmocniejszym akcentem końcowym całkowicie pogrążyć psychicznie ofiarę. Na szczęście, tego typu zbiegi okoliczności zdarzają się rzadko, a niektóre tylko w latach przestępnych.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200