Dzień z życia małego przedsiębiorcy

W ubiegłym miesiącu kraj nad Wisłą "zelektryzowała" wiadomość o zamówieniu przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych 130 tys. dyskietek 3,5 cala o łącznej wartości ok. 120 tys. zł. Trudno rozpatrywać tę roztropną decyzję, ulubionej przez większość Polaków, instytucji na poważnie - zdecydowanie przyjemniejszym aspektem jest powrót w myślach do czasów słusznie minionych, w których królowały jeszcze dyskietki 5,25 cala!

W ubiegłym miesiącu kraj nad Wisłą "zelektryzowała" wiadomość o zamówieniu przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych 130 tys. dyskietek 3,5 cala o łącznej wartości ok. 120 tys. zł. Trudno rozpatrywać tę roztropną decyzję, ulubionej przez większość Polaków, instytucji na poważnie - zdecydowanie przyjemniejszym aspektem jest powrót w myślach do czasów słusznie minionych, w których królowały jeszcze dyskietki 5,25 cala!

Te giętkie, pokaźnych rozmiarów, kwadratowe nośniki mieściły od 360 kB do 1,2 MB danych (w zależności od wersji). Byłem wówczas młodym chłopcem i posiadanie stacji dysków obsługujących takie dyskietki spędzało sen z powiek zarówno mnie, jak i całej rzeszy moich kolegów. Wkrótce na rynku pojawiły się mniejsze rozwiązania - 3,5-calowe dyskietki DD (Double Density; 720 kB) i HD (High Density; 1,44 MB). To już było coś! I, moim zdaniem, należy się cieszyć, że ktoś z ZUS-u poszedł po rozum do głowy i rozpisał jednak przetarg na dyskietki HD, a nie DD...

Moich wspomnień czar przypada na późne lata 80. Obecnie, jako duży chłopiec, prowadzę własną działalność gospodarczą i sporadycznie (na szczęście) mam kontakt z urzędem gminy, Głównym Urzędem Statystycznym i ZUS-em. Ostatnio wypełniając, z należytą powagą i w poczuciu obywatelskiego obowiązku, wymagania ustawodawcy, zmuszony byłem odwiedzić dwie wymienione powyżej instytucje. Zachęcony obietnicami wyborczymi sprzed roku najbardziej liberalnej z liberalnych partii polskiej polityki (rejestracja firmy w jednym okienku) odwiedziłem urząd gminy. Postulowane przeze mnie zmiany nie były wielkie (PKD 2004 => PKD 2007), byłem przekonany, że zostaną "załatwione" automatycznie i od ręki. "Czy kiedykolwiek usłyszał Pan od nas, że coś zrobimy szybko i w sposób rutynowy" - usłyszałem od miłej pani z okienka. Jako absolwent Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych Politechniki Warszawskiej, gdzie uczono mnie, iż Polska coraz odważniej wkracza w erę informatyzacji, zrewidowałem w trybie natychmiastowym swoje poglądy i z kilkusetstronicową księgą (numery PKD) potrzebną mi do dokonania zmian udałem się na stronę...

No i co z tego? Pomyślałby ktoś. I miałby rację, przecież funkcjonuje ustawa o podpisie elektronicznym i zarówno ten, jak i następny krok - zaktualizowanie numeru REGON (w GUS-ie) - mógłbym wykonać spokojnie z domu, tak jak na aktywnego przedsiębiorcę XXI w. przystało. Koszt kilkuset złotych (karta, czytnik, certyfikaty, oprogramowanie) to przecież śmieszna cena za spokój ducha. Szkoda tylko, że nikt nie wpadł na pomysł, żeby ułatwianie życia przedsiębiorcom zacząć np. od stworzenia portalu z prawdziwego zdarzenia, z ustalaniem tożsamości petentów na podstawie "miliona" identyfikatorów przyznawanych nam od urodzenia (PESEL, NIP, seria i numer dowodu osobistego itp.).

Aby zrealizować tę ideę, trzeba by jednak rozpisać przetarg - kto wie, może o pomoc poprosilibyśmy speców od dyskietek 1,44 MB? Jeśli jednak komputery polskich urzędów nie mają portów USB, napędów CD/DVD, to zapewne są także pozbawione kart sieciowych. A wtedy pozostaje nam stanie w kolejkach (w samym tylko GUS-ie spędziłem 2,5 godziny w niemal rodzinnej atmosferze: "Pani tu nie stała!", "Pan się wpycha, proszę Pana!" itp.) i praca w trybie "offline".

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200