Dwa końce kija

Niedawna wątpliwość, z jaką wystąpił nasz Rzecznik Praw Obywatelskich, a dotycząca prawa pracodawców do kontroli przesyłek poczty elektronicznej wysyłanych i otrzymywanych przez pracowników, wzbudziła oczywiste kontrowersje, głównie przez to, że prawo to właściwie zakwestionowała.

Niedawna wątpliwość, z jaką wystąpił nasz Rzecznik Praw Obywatelskich, a dotycząca prawa pracodawców do kontroli przesyłek poczty elektronicznej wysyłanych i otrzymywanych przez pracowników, wzbudziła oczywiste kontrowersje, głównie przez to, że prawo to właściwie zakwestionowała.

Bo tak już przyjęło się u nas, szczególnie w firmach średnich, małych i zupełnie niewielkich, że jakiekolwiek prawa pracownika to zbędny luksus, stanowiący przeszkodę w takiej firmy prowadzeniu i rozwoju. To z takich przede wszystkim firm płynęły w ostatnich latach coraz częstsze sygnały o stosowanej tam bez żadnego zażenowania, totalnej inwigilacji personelu, prowadzonej z udziałem wszelkich możliwych środków technicznych. Zapewne nie bez wpływu na to pozostawała powszechna paranoja śledcza i płynące z wysoka sygnały o przyzwoleniu i braku naganności tego rodzaju praktyk. Dochodziło do tego, że właściciele i szefowie firm publicznie chwalili się, co w tym zakresie robią, traktując to niemal jako obowiązujący kanon prowadzenia biznesu i nie ukrywając przy okazji, co myślą o swych pracownikach.

Byli (i zapewne są nadal) pośród nich i tacy, którzy umieszczali urządzenia podsłuchowe nawet w obudowach służbowych telefonów komórkowych, co zgrabnie rozciągało inwigilację również na pozasłużbowe życie pracowników.

W efekcie dochodzi do tego, że mamy w takich przypadkach do czynienia z jakimś mikrototalitaryzmem, z istnienia którego pracownicy najczęściej nie zdają sobie sprawy. Można sądzić, że tu właśnie leży przyczyna stanowiska Rzecznika, który w istocie kwestionuje brak klarownej regulacji prawnej z tego zakresu, a w szczególności brak wymogu, by pracownicy byli oficjalnie informowani przez pracodawcę o celu i zakresie prowadzenia każdej kontroli ich zachowania, bez różnicy, czy jest to śledzenie ruchu osób za pomocą kamer, czy przesyłek poczty elektronicznej.

Idąc np. wzorem rozwiązań brytyjskich, w tym ostatnim przypadku można zastosować oznaczanie w określony sposób wysyłanych ze służbowej skrzynki prywatnych wiadomości poczty elektronicznej, co pozwalałoby je liczyć, ale automatycznie wyłączało spod kontroli. Bo konieczności wysłania takich przesyłek całkiem uniknąć się nie da, tak jak zdarzają się przecież w trakcie pracy konieczne prywatne telefony.

Pamiętamy zapewne jeszcze setki i tysiące przesyłek poczty elektronicznej szefostwa koncernu Enron, jakie publikowano w internecie, a pośród których były te bardzo osobiste i intymne nawet, nic wspólnego nie mające z głośną sprawą i wynikłymi z niej zarzutami. A skutkiem tej właśnie afery stała się m.in. ustawa Sarbanes-Oxley, domagająca się większej przejrzystości działań przedsiębiorstw, co próbuje się tu i tam interpretować jako konieczność totalnej kontroli wszystkiego, niemal z zaopatrzeniem każdego pracownika w rejestrator ruchu oparty na systemie GPS.

Większość ludzi, pozostając w stanie jakiegoś zagrożenia, które mogą na siebie ściągnąć samym swoim zachowaniem, stara się postępować szczególnie poprawnie, ale biernie, trzymając się możliwie najdalej od domniemanych, bo przecież nieokreślonych, dopuszczalnych granic. Granic, o których wiadomo, że z pewnością istnieją, ale których dokładnie nikt nie wskazał. W efekcie zamiast twórczych, innowacyjnych, dynamicznych pracowników, mamy stłamszonych i zastraszonych wykonawców, którzy bardziej przypominają niewolników, niż chociażby wolnych najmitów i którzy nie poczuwają się do żadnej szczególnej więzi z firmą, w której zdarzyło się im pracować.

Nie można też jednak oprzeć się wrażeniu, że wielu właścicielom i szefom firm właśnie o taki stan chodzi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200