Duża liczba

Tak się ostatnio złożyło, że musiałem przekazać do Polski większą kwotę. W pierwszym podejściu zareagowałem tak jak każdy normalny człowiek - udałem się do lokalnego oddziału banku, w którym posiadam rachunek bieżący, i poprosiłem o wystawienie tak zwanego czeku bankierskiego.

Tak się ostatnio złożyło, że musiałem przekazać do Polski większą kwotę. W pierwszym podejściu zareagowałem tak jak każdy normalny człowiek - udałem się do lokalnego oddziału banku, w którym posiadam rachunek bieżący, i poprosiłem o wystawienie tak zwanego czeku bankierskiego.

W realiach amerykańskich czek taki jest odpowiednikiem gotówki, bo bank gwarantuje go do wysokości kwoty na nim wypisanej. Jest też znacznie bezpieczniejszy niż gotówka, gdyż zwykle adresowany jest imiennie. Można więc pieniądze wysłać nawet zwykłym listem. Niestety, nie do Polski.

Owszem, list ekspresowy doszedł w dwa dni, ale potem bank, w którym zdeponowano czek, nie potrafił zrealizować go przez 8 tygodni. Nie będę pastwił się nad personelem banku, który nie zna żadnych języków obcych i w związku z tym nie może po prostu zadzwonić i sprawdzić prawdziwości czeku ani zdaje się tym bardziej zrozumieć treści faksu, który mój bank, ponaglany przeze mnie, wysłał do Polski. Wiem, że nigdy już nie będę nikomu radził stosowania tej "szybkiej" drogi przekazywania pieniędzy, szczególnie do banku Citi BH. Oczywiście znajomi, mądrzy po fakcie, poinformowali mnie, że należało zrobić przelew telegraficzny. Rzeczywiście, już po trzech dniach PKO BP otrzymało kasę. Na marginesie sprawy okazało się, że w systemie SWIFT notowany jest tylko jeden oddział tego banku w Warszawie. Dobre i to, bo mogłoby nie być żadnego.

Przy okazji dokonywania przelewu telegraficznego przekonałem się, że reforma numerów kont bankowych (pozdrowienia dla Redaktora Naczelnego CW za przypomnienie o konieczności podania mego nowego numeru, abym dalej mógł otrzymywać honoraria przelewami) poszła w kierunku gigantomanii. Nie wiem, ilu spośród Czytelników naszej gazety policzyło liczbę cyfr w nowych numerach rachunków bankowych, ale mnie wyszło 26. Dwadzieścia sześć. Więcej niż mieści się w typowych formularzach na przelewy telegraficzne. Znają mnie Państwo i wiedzą, że natychmiast wykonałem proste obliczenia. Na świecie jest mniej niż 10 miliardów ludzi (10 cyfr), każda osoba ma średnio pewnie mniej niż 10 rachunków, nawet jeśli firmy mają 1000 razy więcej kont i jeszcze dla zadowolenia bankowców dodamy jedną cyfrę kontrolną, to w sumie na pewno musi wystarczyć 15 cyfr.

Rozumiem, że dla wygody ludzi obsługujących przelewy dobrze byłoby jeszcze zakodować w jasny sposób bank, w którym jest otworzone konto, bo wtedy na przelewie nie trzeba będzie tego zapisywać. W nowym polskim systemie dalej dodaje się nazwę banku, podejrzewam, że z przyzwyczajenia, bo nie ma żadnego powodu - w olbrzymiej liczbie nazwa banku na pewno jest zakodowana. Zresztą obejrzałem swoją amerykańską książeczkę czekową. Na każdym czeku jest liczba 23-cyfrowa, ale cztery ostatnie cyfry to numer kolejny czeku. Tak więc 19 cyfr widać zupełnie wystarcza. Ale nie polskim bankom.

Ponad czterysta felietonów temu, w maju 1995 r. zastanawiałem się, po co taki PESEL ma 11 cyfr (http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/10.html ), skoro amerykański numer Social Security, będący skrzyżowaniem z numerem NIP, ma ich tylko 9 (http://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/9.html ), NIP zaś ma 10 cyfr. Myślę, że wreszcie zrozumiałem ten trend: dowolna publiczna numeracja społeczeństwa w Polsce musi mieć więcej cyfr niż w Hameryce. Przynajmniej na tym polu jesteśmy lepsi. Ale czy mądrzejsi?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200