Dobra softłer w koszyku

Odwiedziłem ostatnio po kilku latach przerwy Stany Zjednoczone. Jako osoba towarzysząca nie miałem prawie nic do roboty, więc w pewnym sensie z nudów a w jakiejś części z obowiązku felietonisty Computerworlda postanowiłem zainteresować się amerykańskim rynkiem komputerowym. Wiem że moje wrażenia są tylko wyrywkowe i cząstkowe, lecz sądzę, że mogą być one ciekawe dla Czytelników jako typowe dla przybysza z naszej strefy ekonomicznej.

Odwiedziłem ostatnio po kilku latach przerwy Stany Zjednoczone. Jako osoba towarzysząca nie miałem prawie nic do roboty, więc w pewnym sensie z nudów a w jakiejś części z obowiązku felietonisty Computerworlda postanowiłem zainteresować się amerykańskim rynkiem komputerowym. Wiem że moje wrażenia są tylko wyrywkowe i cząstkowe, lecz sądzę, że mogą być one ciekawe dla Czytelników jako typowe dla przybysza z naszej strefy ekonomicznej.

Przede wszystkim rzuca się w oczy koncentracja - zarówno na rynku producentów, jak i sprzedawców. Fakt, że Microsoft mógł pozwolić sobie na obezwładniającą kampanię reklamową swojego najnowszego produktu jest tego najlepszym przykładem. A dzieje się tak, gdyż "nothing succeeds like success", co w wolnym tłumaczeniu można przedstawić jako powiedzenie, że nic tak nie zwycięża jak zwycięstwo. W Stanach, gdzie rząd ciągle jeszcze nie położył ręki na wszystkich aspektach życia obywateli, firma która odnosi sukces opanowuje rynek i wypiera zeń konkurencję. Ten zdrowy mechanizm doboru naturalnego prowadzi z jednej strony do koncentracji, z drugiej zaś do upadku firm nieprzystosowanych. Nawet dużych.

Gdy szukałem ze szwagrem pewnego sklepu z literaturą komputerową rzuciła mi się w oczy witryna Computerlandu z napisem "Do wynajęcia". Tymczasem obok rozkwitała hala sprzedaży komputerów przypominająca duży sklep spożywczy. Długie regały ze sprzętem, wysokie z oprogramowaniem i praktycznie żadnej obsługi. Klient radzi sobie sam, a jak ma wątpliwości to raczej nie powinien zaczepiać personelu, bo czeka go rozczarowanie. Dla mnie było ono tym bardziej śmieszne, że jestem cudzoziemcem i mam zawsze wątpliwości, jak się słowa angielskie pisze. Młody sprzedawca wątpliwości nie miał i bez wahania zapisał na informacji dla mnie "Micro Soft", choć wokoło rzucały się w oczy opakowania Windows 95 oraz licznych książek im poświęconych: naliczyłem ni mniej ni więcej tylko 34 różne tytuły!

Zmiana stylu zakupów komputerowych z pełnej obsługi u typowego sprzedawcy do wrzucania pudełek w koszyk jest konsekwencją gwałtownego rozwoju rynku. Nikt nie może już powiedzieć, że zna nawet cząstkę oferty rynkowej. Poszukujący nowości przede wszystkim czytają pisma komputerowe, które także zaczęły specjalizować się w wąskich dziedzinach, jak wybrany system operacyjny lub rodzaj twórczości komputerowej. Sprzedaż przez pocztę, u nas prawie nie znana i raczej pogardzana, w Stanach rozpowszechniła się przede wszystkim jako sposób na uniknięcie lokalnego opodatkowania - niezbyt wysokiego (3-9%), ale jednak przy typowej cenie zestawu komputerowego z nawiązką pokrywającego koszty przesyłki. Z kolei firma wysyłkowa łatwiej może zgromadzić większą ofertę, a tym samym staje się bardziej konkurencyjna.

Dotyczy to zresztą nie tylko komputerów - także sprzedaży wina, ubrań i właściwie każdego rodzaju towaru. Mały sklepik nie ma już żadnych szans. Chyba, że oferuje prawdziwie fachową pomoc. Ale nawet wtedy raczej będzie należał do sieci, działającej pod wspólną nazwą i korzystającej ze wspólnej pomocy technicznej. Takim przykładem są sklepy EggSoftware, które znaleźć można od Bostonu po San Francisco. Oferują rzeczywiście imponującą liczbę programów oraz bardzo skuteczną pomoc w wyszukiwaniu nietypowych pozycji. Są do tego stopnia skuteczni, że lokalni sprzedawcy Macintoshy do nich właśnie mnie kierowali, gdy pytałem o pewien rzadko używany program do automatycznego robienia spisu cytowanej literatury.

Nie byłbym Polakiem gdybym nie szukał naszych śladów. Zawieziony na chicagowskie Jackowo ze smutkiem stwierdziłem, że u rzeźnika można kupić wszystkie możliwe pisma, poczynając od Przyjaciółki a kończąc na Nie, z wyjątkiem pism komputerowych. Żadnego - nawet Gamblera! Nic dziwnego, że mój szwagier mówi "ta softłer", no bo niby skąd ma czerpać wiedzę o nowoczesnej polszczyźnie, choć pracuje w branży komputerowej i nawet odnosi tam pewne sukcesy, pisząc oprogramowanie do wizualizacji wielowymiarowej informacji marketingowej. Bo Polak potrafi - szkoda, że nie u siebie w domu...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200