Dezinformation highway

Modna ostatnio infostrada (information highway) ma zapewnić dostęp do informacji każdemu, w każdej chwili i w każdym miejscu. Wydaje mi się, że pojawiło się przy tej okazji pewne pomieszanie pojęć. Jesteśmy w stanie produkować ogromne ilości faktów i danych. Jesteśmy nimi zresztą zasypywani codziennie.

Modna ostatnio infostrada (information highway) ma zapewnić dostęp do informacji każdemu, w każdej chwili i w każdym miejscu. Wydaje mi się, że pojawiło się przy tej okazji pewne pomieszanie pojęć. Jesteśmy w stanie produkować ogromne ilości faktów i danych. Jesteśmy nimi zresztą zasypywani codziennie.

Czy z tego faktu wynika, że otrzymujemy wszytkie potrzebne nam informacje? Dane przetworzone dla potrzeb konkretnego człowieka - to informacje. Jeżeli więc nawet dostajemy ogromne ilości tych danych, może się okazać, że nie dostaniemy żądanej informacji. Informacja nie powstaje z danych sama. Proces jej uzyskania wymaga na ogół wiedzy, mądrości i pracy ludzi, który z potoku danych są w stanie wyłowić użyteczną informację.

Mówi się, że Internet to taki dobry zalążek infostrady, dopóki nie wymyśli się czegoś lepszego. Istotnie, medium to służy do przekazywania ogromnej ilości danych. Pojawiają się w nim już nawet książki, treść wielu gazet, magazynów i czasopism. Niestety pojawiają się także produkty domorosłych, artystów klawiatury (bo nie pióra). Do każdego z tych elementów można się jakoś dostać, chociaż naprawdę trzeba wykazać niesłychanie dużą cierpliwość, aby w tym nadmiarze danych wyłowić jakąś sensowną informację.

Wyobraźmy sobie co się będzie działo, gdy już każdy będzie miał doprowadzone do domu co najmniej łącze ISDN (o szybkości 64 kb/s), a każdy komputer w świecie będzie połączony do tej dezinfostrady. Bo z całą pewnością nie będzie to nośnik informacji. Czy jesteśmy w stanie w jakiś sposób sprawdzić, które z materiałów przekazywane poprzez Internet i Infostradę są prawdziwe, warte uwagi, wiarygodne, a które są po prostu plotkami i czystą dezinformacją? Nie ma żadnych wskazówek pozwalających użytkownikowi poruszać się w tym potopie (dez)informacyjnym.

Zapewne zostanę przy tej okazji posądzony o niechęć do współczesnych środków komunikacyjnych lub wręcz o staromodne poglądy człowieka nieprzystosowanego do współczesnych czasów. Niech i tak będzie. Zawsze wolałem jednak przeczytać książkę niż obejrzeć film na niej oparty, nawet jeśli grają w nim moi ulubieni aktorzy. Nie bawi mnie bynajmniej rozmowa za pośrednictwem klawiatury, zwłaszcza jeśli odpowiedzi na moje pytania dostaję po tygodniu i na dodatek wcale nie od tych osób, do których były adresowane.

Nadal wolę usłyszeć głos ludzki przez telefon niż otrzymać wiadomość poprzez pocztę elektroniczną. Może to i wygodniej napisać coś, rozesłać do wszystkich ewentualnie zainteresowanych niż dzwonić do nich indywidualnie. Mnie to jednak nie bawi.

Martwi mnie, na dodatek, co faktycznie będzie się działo z infostradą, gdy stanie się medium w pełni komercyjnym. Czy da się oddzielić przesyłki reklamowe, którymi będziemy zalewani, od użytecznej informacji? Czy warto się martwić, jeżeli żaden kraj nie zrealizował jeszcze infostrady nawet lokalnie? Warto! Mam nadzieję, że mądre ustawodawstwo pozwoli zapobiec przekształceniu się użytecznego środka komunikacji elektronicznej w medium utrudniające porozumiewanie się i odhumanizowujące stosunki międzyludzkie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200