Czyje na górze?

Gdy przeglądam różnego typu listy dyskusyjne, włos jeży mi się na głowie za sprawą błędów ortograficznych, którymi wypowiedzi są gęsto okraszone. Cóż, nie ma tu instytucji korekty, więc ludzie e-piszą, co im ślina na język przyniesie i w stylu, w jakim potrafią, czyli dowolnym. Efekt jest taki, że czytając zdania nagle zatrzymujemy się na słowach z błędami, które wywołują u nas dysonans pojęciowy - nasz umysł spodziewa się w tym miejscu czego innego niż rzeczywiście otrzymuje.

Gdy przeglądam różnego typu listy dyskusyjne, włos jeży mi się na głowie za sprawą błędów ortograficznych, którymi wypowiedzi są gęsto okraszone. Cóż, nie ma tu instytucji korekty, więc ludzie e-piszą, co im ślina na język przyniesie i w stylu, w jakim potrafią, czyli dowolnym. Efekt jest taki, że czytając zdania nagle zatrzymujemy się na słowach z błędami, które wywołują u nas dysonans pojęciowy - nasz umysł spodziewa się w tym miejscu czego innego niż rzeczywiście otrzymuje.

Nie jest to sprawa mojej starczej gderliwości, ani też czepianie się młodego pokolenia, którego przedstawiciele najczęściej obecnie hołdują wolnemu stylowi, nie tylko zresztą w kwestii piśmiennictwa. Bunt mój bierze się z moich przyzwyczajeń wpojonych przez lata - czy to jeśli o zasady pisowni, mowy czy też zachowania chodzi. Gdy napotykam w tekście frazę "włos mi się jerzy", to siłą rzeczy "jerzy" kojarzy mi się z niczym więcej, tylko z imieniem. Albo zwrot "spróbój wyrzyć" mój mózg w pierwszej chwili byłby skłonny raczej zinterpretować jako "spróbuj wyrzygać". Cóż, skostniałość umysłowa pociąga właśnie takie konsekwencje. Przypuszczam, że i Państwo miewacie tego typu problemy wynikające z wieloletniego wpajania i przyswojenia pewnych wzorców poprawności. Oczywiście wszystko jest umową i w każdej chwili można to zmienić, natomiast jeśli już decydujemy się na taki krok w kierunku zmian, to trzeba postępować konsekwentnie i na wszystkich frontach wycofać się z utrzymywania jakichkolwiek prawideł ortograficznych. Język (także pisany) stanowi jeden z atrybutów tożsamości narodowej. Ale czy będzie mniej o tym stanowił, jeżeli zmianie ulegnie ortografia? W końcu jaki jest sens utrzymywania sztucznych zasad, które w coraz mniejszym stopniu są przestrzegane, a jedynym miejscem ich egzekwowania (zresztą z coraz gorszym skutkiem) jest szkoła.

Udostępniany na portalu Wydawnictwa PWN "Inteligentny tłumacz komputerowy Translatica" (http://translatica.pwn.pl/ ) ma problemy z tłumaczeniem niepoprawnie napisanych wyrazów. Na przykład fraza "spróbój wyrzyć" jest zupełnie dla niego niezrozumiała, a więc tym samym niemożliwy jest proces translacji na jakikolwiek inny język. No i powiedzmy, że taki młodzian wybiera się za miedzę do pracy, a ponieważ zazwyczaj nie zna języka obcego, chciałby sobie naprędce kilka pożytecznych zwrotów przetłumaczyć. Nie każdy młodzian potrafi skorzystać ze słownika książkowego, ale komputerowo oraz internetowo to i owszem, bez problemu. A tu spotyka go tak niemiła niespodzianka. No i jak młody człowiek ma "wyrzyć" za granicą i jak ma próbować coś ze swoim "rzyciem" uczynić, skoro nawet głupi komputer staje okoniem. Niedomyślność programu tłumaczącego może być dla użytkownika denerwująca. Zresztą na dowód tego przedstawiam wyniki tłumaczenia zdań, które podałem w poprawnej formie: mój zamek jest na górze - the lock is mine at the top; mój zamek stoi na wzgórzu - my lock is standing on the hill; mój zamek to mój dom - my lock is my house.

I teraz zastanawiam się, czy program jest na tyle głupi, że nie potrafi wywnioskować z kontekstu o jaki zamek chodzi, czy też jest na tyle mądry, wiedząc iż jedynym zamkiem, o jakim mogę mówić "mój", to zamek do drzwi.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200