Czas przeszły niedokonany

Nagły wybuch obywatelskiej aktywności, który nastąpił zimą na wieść o planowanym podpisaniu ACTA, z dzisiejszej perspektywy wydaje się zamierzchłą przeszłością. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi przy kilkunastostopniowym mrozie wyszło na ulice, by skandować hasła i skakać - a władza przyglądała się z przerażeniem i bezradnością, jak spadają jej słupki poparcia, zwłaszcza w grupie społecznej, którą uważała za "swoją".

I co? I nic. Niedawno dowiedzieliśmy się, że służby specjalne sięgały po dane o naszej aktywności w sieciach telekomunikacyjnych nieomal 2 mln razy - co czyni Polaków najbardziej inwigilowanym narodem Europy. Jest więc czym się martwić i jest po co patrzeć władzy na ręce.

ACTA być może jest martwym prawem, ale w zaciszach gabinetów przygotowywane są inne, równie (albo bardziej) restrykcyjne rekomendacje i ustawy. Tymczasem nie dorobiliśmy się ani jednego "bezpiecznika" prawno-instytucjonalnego, który mógłby przeciwdziałać zakusom władzy oraz grup interesów na nasze prawa do prywatności w sieci. Elementarne rzeczy - np. zbiórka pieniędzy wśród internautów na konkretny cel (tzw. crowdfunding) - okazują się niemożliwe albo obwarowane tysiącem biurokratycznych problemów.

W efekcie establishment może o sprawie spokojnie zapomnieć. Niedawno przysłuchiwałem się wywiadowi z min. Zdrojewskim, głównym winowajcą próby wprowadzenia ACTA "tylnymi drzwiami". Przez 15 minut nawet nie zająknął się o swojej roli w tej awanturze, a znalazł czas na wiele innych tematów.

Niektórzy twierdzą, że "rekonfigurują się społeczne synapsy", inni, że trzeba "hakować system" albo "przejąć to państwo". Jak na razie wydaje się, tym pomysłom brakuje impetu i trwałości. Śmiem twierdzić - i pisałem to na blogu - że potrzeba instytucjonalnego oparcia inicjatyw, ich finansowania i wytrwałości ich uczestników. Że uwolniona społeczna energia powinna być "skanalizowana" i skierowana na konkretne inicjatywy, które załatwią konkretne sprawy - np. ograniczenie retencji danych telekomunikacyjnych albo zagwarantowanie neutralności sieci.

Za nami faza burzy i naporu, przed nami faza formułowania celów, a potem działania na rzecz ich osiągnięcia. Manifest pokoleniowy Piotra Czerskiego "Dzieci sieci", przetłumaczony na kilkanaście języków, poszedł w świat. Kultura oporu i "adhokracji" odegrała swoją rolę, wystarczy.

Jeśli nie chcemy, by hydra biurokracji i korporacji odzierała nas stopniowo z praw i pieniędzy, czas na zorganizowane i zinstytucjonalizowane działanie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200