Czajnik, czyli cichy współpracownik

Skoro zapanowała dziś taka moda, że wszyscy wszystkim zaglądają do teczek, postanowiłem i ja zajrzeć. Wcale jednak niełatwo znaleźć jakąś interesującą. W moim domowym archiwum jest tylko jedna, pożółkła i pogięta, z urwanym rogiem i dwoma wstążeczkami nierównej długości, które przytrzymują pękatą zawartość.

Skoro zapanowała dziś taka moda, że wszyscy wszystkim zaglądają do teczek, postanowiłem i ja zajrzeć. Wcale jednak niełatwo znaleźć jakąś interesującą. W moim domowym archiwum jest tylko jedna, pożółkła i pogięta, z urwanym rogiem i dwoma wstążeczkami nierównej długości, które przytrzymują pękatą zawartość.

Na teczce nie ma żadnej sygnatury, jest tylko napis "Świadectwa Kuby" podkreślony drżącą, falistą linią. Kiedy rozwiąże się kokardkę, w środku rzeczywiście pokazuje się plik świadectw z liceum, a pod nim drugi, grubszy ze szkoły podstawowej. Na spodzie jedno zdjęcie klasowe, na którym z trudem można rozpoznać Państwa felietonistę - wysoki, chudy i wystrzyżony chłopak stoi w ostatnim rzędzie i ma wyraźnie przestraszoną minę.

A jednak zajrzenie do tego najbardziej osobistego archiwum ujawnia jeszcze jeden dokument, który świadectwem szkolnym nie jest, a mimo to pasuje tam jak żaden inny. Jest to świadectwo współpracownika. Tak proszę Państwa, choć jakiś czas temu przyznałem się publicznie, że współpracowałem, patrz felietonhttp://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/214.html , to okazuje się, iż w domowym archiwum mam dowód współpracy jeszcze z okresu dzieciństwa. Jest to list z Biblioteki Narodowej zapytujący, czy Kuba jest postacią fikcyjną, czy też współpracownikiem. Jako że jestem osobą z krwi i kości, wynika z tego, że musiałem być współpracownikiem. Własnej Matki, która mniej więcej 45 lat temu pisywała recenzje teatralne pod nagłówkiem "Z Kubą na widowni". W owych czasach BN prowadziła porządny rejestr autorów i ktoś tam postanowił sprawdzić, kim naprawdę jest ów tajemniczy Kuba.

Odpowiedź mej Matki niestety w archiwum nie zachowała się, podobnie jak i teksty recenzji. Pewnie w dzisiejszych czasach wszystko byłoby prostsze - Google w ułamku sekundy wskazałby kto i gdzie ma je na sieci. Postanowiłem sprawdzić, jak działają takie poszukiwania współpracownika. Przed dwudziestu laty z kolegą stypendystą badaliśmy szum czajnika, co zaowocowało wspólną publikacją. Wpisanie w wyszukiwarce "Tatarkiewicz + Aljishi" od razu ujawnia gdzie można znaleźć tekst tej pracy. Ba, redakcja opublikowała nawet plik PDF, który dla wygody Czytelników umieszczam w moim archiwum sieciowymhttp://www.apple.com.pl/kuba/archiwum/czajnik.pdf . W dzisiejszych czasach w żaden sposób nie uda się uciec przed ujawnieniem współpracy, nawet w tak egzotycznej tematyce jak ciche czajniki (udało się nam taki wymyślić), które z pewnością mogłyby znaleźć zastosowania militarne, przynajmniej w armii brytyjskiej w czasie tradycyjnej herbatki o piątej w warunkach bojowych.

Najśmieszniejszym efektem przeglądania Internetu w poszukiwaniu byłego współpracownika jest odnośnik do cudzych badań, w których naszą pracę-dowcip cytuje się całkiem seriohttp://www-archives.script.jussieu.fr/physique/PhyExpDoc/projets_/sites_03_04_1/bouilloire/Pagewebbouilloire.html . Widać tu jak na dłoni, że przez ostatnie ćwierć wieku metody przesiewania informacji zmieniły się radykalnie. Przygotowując pracę o czajniku wpisaliśmy na prymitywnym systemie bibliotecznym trzy słowa kluczowe "water + boiling + noise" i otrzymaliśmy 104 odnośniki. Żaden z nich nie dotyczył jednak czajnika, tylko reaktorów jądrowych, także w łodziach podwodnych. A teraz Google na te same słowa daje prawie czterysta tysięcy referencji. Jak widać ciche czajniki mogą być fascynującą tematyką badawczą.

Niestety, Internet nie pomógł w nawiązaniu kontaktu ze współpracownikiem. Jedyny punkt zaczepienia, jakaś firma w Bahrajnie, na e-maile nie odpowiada. Smutne, że łatwiej dziś ujawnić tajnego współpracownika z teczką niż jawnego z czajnikiem. Ale nie tracę nadziei. Ostatecznie technologia zasuwa do przodu jak głupia. A może jak mądra?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200