Chodząca inteligencja

Pewnego dnia późnym popołudniem zamówiłem taksówkę. Kierowca, skądinąd absolwent uniwersytetu, okazał się wnikliwym obserwatorem i umysłem analitycznym. Na wstępie zapytał mnie, jak jest to możliwe, że nikt z indagowanych młodych ludzi nie był w stanie odpowiedzieć na jego proste pytanie: Gdzie jest biblioteka?

Pewnego dnia późnym popołudniem zamówiłem taksówkę. Kierowca, skądinąd absolwent uniwersytetu, okazał się wnikliwym obserwatorem i umysłem analitycznym. Na wstępie zapytał mnie, jak jest to możliwe, że nikt z indagowanych młodych ludzi nie był w stanie odpowiedzieć na jego proste pytanie: Gdzie jest biblioteka?

Objechał cały kampus i z wyczuciem wybrał budynek, który okazał się biblioteką. Trafił bez pudła. Gdy wsiadłem do taksówki, rozpoczęła się rozmowa. Kierowca zaraz zaczął mnie wypytywać, jak to jest możliwe, żeby studenci nie wiedzieli, gdzie znajduje się biblioteka. Zupełnie głupio zacząłem ich bronić. To przecież są pierwsze dni roku akademickiego. Jeszcze nie zdążyli się zorientować. Za kilka tygodni wszyscy będą dobrze wiedzieli, ale teraz jeszcze nie wszyscy zdążyli się rozeznać.

W tym miejscu okazało się, że kierowca przemyślał temat dogłębnie i wiedział, o co mu chodzi. Zaaplikował mi prawie półgodzinny wykład, w którym zamieścił dogłębnie przemyślane opinie na temat kształcenia oraz wywiązywania się z swych powinności przez studentów i ich mistrzów. Szczególnie bezwzględny był wobec studentów. W jego ciasnej głowie byłego studenta uniwersytetu nie mieściło się, że można przez 4-5 lat otrzymywać od anonimowych (często bardzo źle sytuowanych) fundatorów całkiem spore sumy na edukację. Ale czy to na edukację - zapytał kierowca. Jeśli na to trzeba byłoby im środków, zupełnie inaczej traktowaliby te, które są im obecnie dostępne. Przede wszystkim, według mojego rozmówcy, studenci w większym stopniu korzystaliby z zasobów, jakie są dostępne w uczelni. Nie sposób odmówić trafności takiej opinii. Przekonany o bardzo dobrym ogólnym wykształceniu młodych rodaków, co jakiś czas bawię się i próbuję sprawdzać te umiejętności. Robię to z mieszanymi uczuciami, chociaż muszę przyznać, a nawet powinno się to stać stałą praktyką. Ostatnio zapytałem o stałe lektury, A. Toflera oraz laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie... Odpowiedzi - a raczej ich brak - poruszyły mnie, szczególnie dlatego że na krótkiej liście stałych lektur zabrakło CW.

W wykładzie taksówkarza wyczułem zdziwienie i pretensje, że czytanie nie jest ulubionym zajęciem studentów. Mnie też to zdziwiło i wystąpiłem do studentów z pretensjami, co nie wzbudziło ich protestów. W ogóle nie wzbudziło ich emocji. To mnie zbulwersowało jeszcze bardziej. Są całkiem zgodni - nie znają klasyków, umiarkowanie interesują się tym i owym, jeśli już czytają, to tyle, ile się powinno, nie interesują ich żadne wiadomości o zmianach w naszym kraju ani o tym, co w świecie. Jeśli ktoś to zauważa, stawia zaczepne pytania i komentuje czasami agresywnie, ale oni wcale się nie dziwią. Są z tym jak gdyby pogodzeni i nawet rozumieją, że wiele z ich zachowań jest dla obserwatorów niezupełnie zrozumiałe, a nawet drażniące. Co im jest? Czyżby chorzy? A może to wstrętni konsumenci, którzy tak naprawdę wszystko i wszystkich mają głęboko gdzieś? Czyżby to było możliwe? Przecież to młode pokolenie, wychowane w świetnych warunkach, nie może być tak niewdzięczne i nijakie. Nie powinno przynajmniej tak demonstracyjnie nic nie chcieć i niczym się nie interesować.

A może oni mają rację? Może dobrze wiedzą, dlaczego demonstracyjnie pokazują swoje desinteressement niemal wszystkim, co stanowi treść życia starszego pokolenia? Może ich model życia nie mieści wartości uznawanych przez starszych? Może nie interesują się starociami reklamowanymi jako nowości? Tylko dlaczego, do cholery, tak mało czytają nowości?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200