Bomba E

Wojskowym przybył nowy teatr działań wojennych: cyberprzestrzeń. W wojnie informacyjnej najważniejsze jest opanowanie przestrzeni medialnej przy jednoczesnym niszczeniu infrastruktury informatycznej przeciwnika. Nowe cele to również nowa broń: bomby elektromagnetyczne.

Wojskowym przybył nowy teatr działań wojennych: cyberprzestrzeń. W wojnie informacyjnej najważniejsze jest opanowanie przestrzeni medialnej przy jednoczesnym niszczeniu infrastruktury informatycznej przeciwnika. Nowe cele to również nowa broń: bomby elektromagnetyczne.

Napoleon, cesarz Francuzów, innowator w dziedzinie konserw, margaryny, prawo- -lewych butów i innych wynalazków o pośrednio militarnym znaczeniu, był także zręcznym prekursorem wojny medialnej. Kiedy konwencjonalne środki zawiodły, użył fortelu dla zdobycia twierdzy Ulm, podrzucając jej obrońcom spreparowaną gazetę. Wynikało z niej, że cały kraj już padł, a jedynie obrońcy tej twierdzy trwają w bezsensownym acz bohaterskim oporze, za co cześć im i chwała. Na takie dictum dowódca fortecy poddał ją bez zwłoki (dosłownie) wraz z uzbrojonym po zęby garnizonem. Było to udane zastosowanie narzędzi wojny informacyjnej.

Doktryna megatonowa

Dzisiaj na wyposażeniu armii USA znajdują się tzw. latające platformy medialne "Solo", zdolne do podłożenia pod znane odbiorcom częstotliwości radiowe i telewizyjne odpowiednich programów, mających wzbudzać zamieszanie w szeregach przeciwnika. Jest to tylko jeden z przykładów przechodzenia od doktryn typu "megatonowego" do wojny informacyjnej, określanej w NATO-wskim języku wojskowym jako C3I (Control, Command, Communication, Intelligence).

W lipcu 1942 r. "pustynne lisy" Montgomery'ego siały spustoszenie wśród zagonów pancernych Rommela - w dużej mierze dzięki temu, że już wtedy informacja przekazywana załogom czołgów drogą radiową odgrywała kapitalne znaczenie. Były to jednak początki elektroniki, a informatyka dopiero się rodziła. Dominował czysto materialny wymiar działań wojennych - liczba megaton militarnego żelastwa rzucanych na front pod wszelkimi postaciami i pchanymi naprzód milionowymi armiami. Taka doktryna była aktualna przez dziesiątki lat, tyle że po Hiroszimie, megatony konwencjonalne zaczęto zastępować "równowagą strachu" megaton atomowych.

Dopiero teraz można dobrze ocenić, jak wielki przełom dokonywał się na innej pustyni dekadę temu, podczas odbijania Kuwejtu spod irackiego dyktatu. Nowy "Desert Fox" był już naszpikowany elektroniką i informatyką. Super- nowoczesne lotnictwo alianckie potrzebowało niewiele czasu, aby opanować przestrzeń powietrzną. Już pierwszego dnia operacji, gdzieś między śniadaniem a obiadem, trzy myśliwsko-bombowe fale uderzeniowe "wyłączyły" radary wroga, czyniąc go "ślepym" i praktycznie pozbawionym obrony przeciwlotniczej. Inteligentne pociski (smart bombs) precyzyjnie naprowadzano na cel wiązkami promieniowania radarowego, emitowanego, niczym na zamówienie, przez samego przeciwnika. Natomiast systemy telekomunikacyjne w Bagdadzie unieszkodliwiono, wykorzystując bomby elektromagnetyczne.

E-działo

Początki takich bomb sięgają wczesnych lat 30. ubiegłego stulecia, kiedy bułgarski fizyk Georgi Christow stwierdził, że eksplozja może być nie tylko źródłem dźwięku i światła, lecz również fali elektromagnetycznej o szczególnym zakresie częstotliwości.

Fenomen silnego impulsu elektromagnetycznego EMP (ElectroMagnetic Pulse) indukowanego eksplozywnie zbadano w związku z testami atomowymi już w latach 50. (próbne eksplozje nieoczekiwanie zniszczyły część elektronicznego sprzętu pomiarowego). Efekt EMP w ciągu 100 nanosekund wytwarzał napięcie rzędu kilowoltów na nie izolowanych przewodach - wystarczyło, żeby uszkodzić delikatne układy elektroniczne typu MOS (Metal-Oxide Semiconductor), wrażliwe na efekty termiczne już przy napięciach dziesiątków woltów.

Bombami E można niszczyć dowolną infrastrukturę informatyczną, medialną, telekomunikacyjną, elektroniczną, a nawet elektryczną. To broń typu NLW (Non Lethal Weapon), należąca do środków, które bardzo skutecznie mogą osłabić przeciwnika, przy minimalnych stratach wśród ludności. Podobne rozwiązania stają się istotne również w rozwoju osobistych środków bojowych w wojsku czy oddziałach specjalnych. Przykładem takiego rozwiązania jest rodzaj elektromagnetycznego działa w systemie VMADS (Vehicle Mounted Active Denial System), testowanego przez piechotę morską USA. Z pojazdu bądź śmigłowca emitowana jest wiązka promieniowania mikrofalowego, wnikającego pod skórę na głębokość 1-2 mm, wywołującego efekt bólu, podobnego do tego, z jakim mamy do czynienia przy dotknięciu rozgrzanej żarówki. Broń o zasięgu 700-800 m rozgrzewa ludzkie ciało do temperatury o 8-10<sup>o</sup> wyższej niż granica bólu termicznego (45<sup>o</sup>C).

Do pioruna

W chmurze burzowej różnice potencjałów przekraczają dziesiątki MV. Piorun nie jest pojedynczym wyładowaniem, ale serią kilkudziesięciu eksplozji elektrycznych, powstających w tzw. zjonizowanym kanale wyładowania. Wszystko dzieje się w ciągu pojedynczych mikrosekund, nie dłużej niż milisekunda. Natężenie prądu tej naturalnej bomby E to 200 kA. Przy tak krótkim czasie moc szczytowo może sięgać megawata (średnio 10-100 kW), choć przenoszony ładunek elektryczny jest stosunkowo niewielki.

Parametry te robią jednak wrażenie, nie mówiąc o psychologicznym odbiorze zjawiska burzy w kategoriach gigantycznego niebiańskiego spektaklu typu "światło i dźwięk", który często okazuje się jakże groźnym żywiołem. Natomiast w przypadku bomby E impuls energetyczny może sięgać nawet dziesiątków terawatów (siła uderzeniowa tysięcy piorunów). To bomby typu FCG (Flux Compression Generator - generator kompresji strumienia elektromagnetycznego).

Komputer w klatce

Generatory FCG pierwszy raz ujrzały światło dzienne w laboratoriach słynnego Los Alamos na przełomie lat 50. i 60. Idea urządzenia polega na szybkiej kompresji pola magnetycznego podczas precyzyjnie synchronizowanej konwencjonalnej eksplozji. Mechaniczna energia wybuchu transformowana jest w energię elektromagnetyczną, uwalnianą w postaci niszczycielskiego impulsu. Zdetonowana na wysokości kilkuset metrów niszczy wszelką elektronikę znajdującą się na ziemi i po drodze w kręgu o promieniu 500 m. Wystarczy, żeby zlikwidować teleinformatyczne centrum dowodzenia armią czy chociażby zmusić do lądowania awaryjnego atakujący samolot, któremu przestaną działać urządzenia pokładowe.

Bomba FCG ma dużą siłę rażenia, ale emituje wiązkę elektromagnetyczną o częstotliwości poniżej 1 MHz, co nie wystarcza do zniszczenia wszelkiego typu sprzętu. Można wówczas stosować alternatywnie bomby HPM (High Power Microwave), wykorzystujące technologie klistronowe czy magnetronowe (fale mikrofalowe wnikają do sprzętu elektronicznego przez najmniejsze luki w obudowie). Bomba taka, dla parametrów wartości 12 GW i 6 GHz, daje pole rażenia o średnicy 600 m, w którym napięcia są rzędu kV. Praktycznie wszystkie centra obliczeniowe na świecie nie są zabezpieczone przed atakiem promieniowania mikrofalowego.

Koszt produkcji bomby E to kilka tysięcy dolarów. Najmniejsze można zmieścić w niewielkiej walizce. Ktoś niepowołany mógłby zatem stosunkowo łatwo wejść w jej posiadanie. Czy przed skutkami jej użycia można się jakoś zabezpieczyć? Teoretycznie tak. Przykładem może być użycie osłon ekranujących - np. klatki Faradaya. Jak wiadomo, na obiekty wewnątrz takiej siatkowej puszki nie działają zewnętrzne pola elektryczne. Metodą tą można chronić strategicznie ważne urządzenia, ale nie sposób pozamykać wszystkie komputery do klatek. Niezależnie od kosztów i niepraktyczności takich rozwiązań osobnym problemem jest kwestia doprowadzenia zasilania do konfiguracji - przewód z zewnątrz mógłby stać się celem ataku elektromagnetycznego; podobny problem stwarzają sieci teleinformatyczne typu nieświatłowodowego. Najlepszą metodą obrony przed bombą E jest zatem niedopuszczenie do jej przeniesienia przez wroga na bronione terytorium.

Pogłoski i tajemnice

Na temat skutków stosowania bomby E krążą legendarne opowieści, do czego przyczynia się zapewne niechęć wojskowych do mówienia o prowadzonych nad tą technologią badaniach. Podobno efekty promieniowania elektromagnetycznego były już wykorzystane przez przestępców do oślepienia systemów alarmowych w przypadku dwóch napadów na instytucje finansowe w Londynie i Moskwie. Pewną sensację wywołał dwa lata temu Winn Schwartau, światowej sławy ekspert od bezpieczeństwa, demonstrując działanie tzw. rayguna - urządzenia, które potrafiło zdalnie niszczyć komputery PC. Z kolei jeden z byłych agentów KGB przyznał, że jego "firmie" udało się za pomocą podobnego urządzenia wzniecić pożar w ambasadzie amerykańskiej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200