Amortyzacja upadku

Kupując ostatnio komputer zdałem sobie sprawę z postępu w dziedzinie fiskalizmu naszego państwa. Pracowite wypełnienie faktury VAT-owskiej, nawet przygotowanej na komputerze, w dalszym ciągu nie gwarantuje spokojnego snu.

Kupując ostatnio komputer zdałem sobie sprawę z postępu w dziedzinie fiskalizmu naszego państwa. Pracowite wypełnienie faktury VAT-owskiej, nawet przygotowanej na komputerze, w dalszym ciągu nie gwarantuje spokojnego snu.

Jak powiedziała mi znajoma księgowa, na szkoleniu w Ministerstwie Finansów z uśmiechem odpowiedziano na proste pytanie, jak powinna wyglądać dobrze sporządzona faktura: Przepisowo! Tyle tylko, że prowadząca instruktaż zaraz dodała: My i tak zawsze coś nieprzepisowego znajdziemy, to tylko kwestia ILE wyniesie grzywna. Pomyślałem sobie wtedy, że tak skuteczny aparat fiskalny mógłby świetnie pomóc rozwiązać problemy kulejącego rynku oprogramowania w Polsce, sam przy tym uzyskując całkiem godziwe dochody, potrzebne dla własnej komputeryzacji.

Jak wynika z ostatniego raportu Computerworlda "Top 200", w roku 1994 rynek komputerowy w Polsce oszacowano na ponad miliard dolarów. Z tego na oprogramowanie przypadło nie więcej niż 150 milionów, czyli około jednej szóstej. Na świecie proporcja ta jest wyraźnie wyższa - na rozwiniętych rynkach przyjmuje się nawet 50 procent udziału oprogramowania w kwocie obrotów rynku. Pesymistycznie możemy wyliczać, że w Polsce co najmniej drugie 150 milionów nie zostało wydane, gdyż nie było żadnego bodźca do zakupów. Z tego wynika, że w rachunku wprost fiskus stracił ponad 30 milionów dolarów samego wpływu z VAT, nie licząc podatków płaconych przez dobrze rozwijające się firmy produkujące oprogramowanie, ceł i opłat granicznych uiszczanych przez firmy importerskie oraz nowych miejsc pracy, rozkręcających koniunkturę, ergo zwiększających dochody państwa. Stosując rachunek ciągniony dochodzę do wniosku, że na braku normalnego rynku oprogramowania państwo traci nie mniej niż 50 milionów dolarów rocznie.

Nie jest to duża kwota w skali budżetu państwowego, ale przecież "ziarnko do ziarnka". Tym bardziej, że jak dotąd na komputeryzację fiskusa wydano pewnie ze 100 milionów dolarów, więc mądra polityka fiskalna w stosunku do rynku oprogramowania sama sfinansowałaby potrzeby komputeryzacyjne izb skarbowych przez dwa lata. A chodzi w gruncie rzeczy o jedno proste rozporządzenie ministra finansów. Wystarczy zadekretować, by dla amortyzacji sprzętu komputerowego firma musiała wykazać posiadanie właściwego oprogramowania. Dowodem byłyby oczywiście odpowiednie faktury.

Po wprowadzeniu zasady "Jeden komputer - co najmniej jeden program użytkowy" każda firma trzy razy rozważy nim kupi gołe żelazo. Pierwsza lepsza kontrola finansowa wykazałaby bowiem, że tak obecnie korzystne amortyzowanie komputerów w cyklu trzyletnim (dokładnie 30 miesięcy) jest bezprawne, ergo podlega grzywnie. A tym fiskus potrafi dobrze zatruć życie...

Moja propozycja pewnie nie wzbudzi entuzjazmu lobby skrzynkowego, lecz przecież jest ona w gruncie rzeczy korzystna także i dla producentów komputerów - prawidłowo rozwinięty rynek właśnie w cyklu dwu-trzyletnim będzie wymieniał sprzęt. Dziś wielu nabywców kurczowo trzyma się posiadanej platformy, gdyż na nowe procesory nie ma jeszcze oprogramowania. A nie ma go, bo kto niby miałby inwestować gdy jego produkt i tak będzie masowo kradziony. Błędne koło zamyka się.

A więc Panie Premierze - czekamy na pakiecik amortyzacyjny. Tak jak Leszek Balcerowicz zniszczył polski rynek oprogramowania godząc się na abolicję, tak Pan ma szansę go odbudować.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200