Komu potrzebny?

Kto powinien być zainteresowany Planem Informatyzacji Państwa? Komu powinno zależeć na jego powstaniu? Wreszcie jak powinien wyglądać Plan na lata 2007-2010?

Kto powinien być zainteresowany Planem Informatyzacji Państwa? Komu powinno zależeć na jego powstaniu? Wreszcie jak powinien wyglądać Plan na lata 2007-2010?

Dyskusja o Planie Informatyzacji Państwa (PIP) koncentruje się na: obszarach, priorytetach, celach itp. Tymczasem daleko łatwiej (a może właśnie nie?) jest wyobrazić sobie polską rzeczywistość ICT w roku 2010. Czym ma być w istocie Plan Informatyzacji Państwa? Strategią? Raczej nie, bowiem już z nazwy nie jest strategią. Wizją? Wizją w żadnym razie nie jest. Zbiorem zadań? Właśnie tak!

PIP ma ambicję realizować jakąś nadrzędną ideę, tylko chyba nieprecyzyjnie odnosi się do tej jednej, konkretnej idei, albo odnosi się do zbyt wielu jednocześnie. Nie może być inaczej, jeśli lektura dokumentów strategicznych uświadamia, że umiejętność "wklejania", jakże słusznych, zapisów poprzedzonych literką "e" (zdrowie, administracja, usługi...) autorzy tych dokumentów posiedli w stopniu doskonałym. Należałoby w zasadzie użyć określenia "przeklejania", ponieważ te właśnie fragmenty pojawiają się w różnych dokumentach i są do siebie dziwnie podobne. Jakąż zatem wizję chcemy realizować za pomocą ICT? Twierdzę, że jest to: konkurencyjna, polska gospodarka, wzrost wiedzy społeczeństwa i nowoczesna administracja publiczna.

Zapomniane priorytety

Komu potrzebny?

Ocena stanu ICT w administracji publicznej

Dlaczego? Konkurencyjna gospodarka to wspólny nurt wielu pomniejszych strumieni: badawczego (a w tym i innowacyjności), technologicznego i technicznego (czyli obszar praktycznych zastosowań). Znowuż wzrost wiedzy społeczeństwa podniesie kulturę informacyjną z poziomu SMS-ów na poziom wiedzy nowoczesnej i użytecznej. Natomiast usprawnienie administracji publicznej jest niezbędne dla wszystkich procesów współczesnego społeczeństwa, sfery gospodarczej i politycznej. Realizacji tej misji powinien służyć właśnie PIP. Jak więc ma wyglądać polska rzeczywistość ICT w roku 2010, czyli co powinien zakładać Plan Informatyzacji Państwa?

Po pierwsze - i-Administracja (a nie e-Administracja). Różnica nie jest tylko w literce. Usługi typu e-Administracja to umieszczanie w Internecie (bez jakiegoś porządku rzeczy) kolejnych formularzy, stron, pojedynczych możliwości, byle były i byle było ich najwięcej.

i-Administracja to system, spójna, logiczna całość usług dostępnych obywatelom i podmiotom, uporządkowanych wg procesów. i-Administracja to administracja w Internecie, czyli faktyczna materializacja - jeżeli ktoś tak chce - wirtualnego urzędu.

Po drugie - outsourcing. Jako dobitny dowód na oszczędność w administracji. Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na pewną właściwość rynku ICT w administracji. Instytucji publicznych (różnego stopnia i o różnym zakresie kompetencji) jest w Polsce ok. 30 tys. W każdej powinno być kilka (a w urzędach gminnych jest kilkanaście albo i więcej) programów informatycznych. Z prostego mnożenia otrzymujemy liczbę rzędu kilkuset tysięcy różnych rozwiązań (kadry, płace, ewidencje i rejestry), które mają wszelkie możliwe wady, z redundancją i brakiem interoperacyjności na czele. Czy ktokolwiek wyobraża sobie, aby ten rynek, w zakresie jego chłonności porównywalny z rynkiem sektora finansowego i bankowego (2,8 mld zł), można było sensownie wspierać w całości najnowszą technologią? Czy jest choćby jedna firma, która może sama zbudować efektywny system wsparcia użytkowników w tysiącach instytucji? Jeżeli więc outsourcing "zawita" do administracji , to będzie widoczny znak, że coś w administracji się zmienia.

Po trzecie - integracja zasobów kadrowych i finansowych. Administracja już dzisiaj cierpi na chroniczny brak kadr, które mogą sensownie utrzymać wdrożone rozwiązania ICT, a będzie jeszcze trudniej. Rozwijająca się gospodarka będzie potrzebowała nowych kadr, przede wszystkich z obszaru high-tech, więc ci, którzy jeszcze zostali w administracji, zaczną odchodzić do biznesu. Administracja płaci o wiele za mało, aby utrzymać specjalistę dłużej niż 1,5 roku. Obok rozproszonych kadr administracja cierpi na rozproszenie zasobów finansowych. Prosty rachunek podpowiada, że przeciętnie jedna organizacja w administracji wydaje 93 tys. zł rocznie na ICT. Jest to kwota, która nie pozwala utrzymać zasobów na zadowalającym poziomie, a co dopiero wdrażać nowe technologie, rozwijać je. A gdyby tak wprowadzić operacyjne centra przetwarzania administracji (OCPA) ze zgromadzonymi, właściwymi kadrami, minimalizującymi trwonienie (poprzez wielokrotny zakup tego samego towaru, czy usługi) finansów?

Po czwarte - infrastruktura instytucjonalna ICT administracji. Trochę ze wstydem MSWiA wycofało się z dyskusji nad centralnym urzędem informatyzacji państwa. Pomysł zabiły różne konotacje polityczne, zaszkodziła mu też idea taniego państwa, chętnie podchwycona jako ucieczka od wszelkich wydatków, choćby miały one przynieść oszczędności. Odrzućmy więc urząd informatyzacji, ale nie odrzucajmy na śmietnik pomysłów rozumnego zarządzania ICT w administracji.

Infrastrukturę instytucjonalną wyobrażam sobie wg schematu jak na rysunku 2. Zacznijmy od bezwzględnej konieczności oddzielenia funkcji programowania rozwoju ICT od funkcji wykonawczych czy operacyjnych. Trudno nie zdawać sobie sprawy, że w warunkach polskich ministerstwo, które wykonuje zadania urzędu gminnego, jest codziennością. Ministerstwo planuje, prowadzi rejestry, przetargi, wydaje akcyzy i koncesje itp.

Aby struktura zarządzania miała sens, musi istnieć instytucja, która weźmie na siebie zadania taktyczno-operacyjne. Wyobrażam sobie, że właśnie na tym poziomie powinien pojawić się PIP (po tym jak zostanie zdefiniowany o szczebel wyżej), tutaj winien być umiejscowiony ośrodek zarządzania wydzieloną infrastrukturą ICT państwa. I dochodzimy... do regionalnych centrów kompetencyjnych administracji publicznej (RCKA). Jest to o tyle ważne, a przy tym proste, że trzeba już teraz pomyśleć o tym, kto będzie wdrażał rozwiązania w powiatach i gminach, szkolił zmieniające się kadry administracji, zarządzał infrastrukturą informacyjną państwa. Takie instytucje dzisiaj jeszcze istnieją - to wojewódzkie ośrodki informatyki (WOI) przy urzędach wojewódzkich - ale mogą wyginąć jak grzyby podczas suszy. Tylko że grzyby z pierwszymi deszczami zawsze się pojawiają.

Waga i znaczenie

Komu potrzebny?

Infrastruktóra ICT administracji publicznej

Plan stanowi informację, wskazówkę dokąd zmierza rozwój całej struktury państwa, które cele, i dlaczego, są ważne. Spełnia także funkcję diagnostyczną, stanowi wnikliwą analizę przesłanek jego priorytetów, celów i zadań. Z dokonanej diagnozy wynikają również (pośrednio) kryteria pomiaru postępu realizacji zadań. Plan wskazuje też na oczekiwane lub prognozowane stany pośrednie i końcowe. W tym przypadku takimi stanami mogą być stopnie realizacji usług publicznych drogą elektroniczną.

Plan daje również szansę zrozumienia priorytetów, celów i zadań, a tym samym takiego zespolenia zasobów, aby uzyskać efekt synergii w skutkach realizacji poszczególnych projektów i programów.

Niewątpliwie PIP motywuje, by lepiej rozumieć cele i priorytety poszczególnych projektów. Poprzez przejrzystość swoich sformułowań pozwoli ustanowić kamienie milowe i kryteria pomiaru, które z kolei pozwolą określić stan realizacji zamierzeń w czasie. Nie bez znaczenia jest efektywność i skuteczność zrealizowanych projektów.

Kto potrzebuje Planu? Konieczny jest dla całego środowiska ICT. Minister właściwy ds. informatyzacji ma moralne prawo, przy bierności środowiska informatycznego, potraktować plan jako rutynowe podejście do realizacji zadań nałożonych ustawą. Tak jak to ma miejsce z PIP 2006.

Jeżeli środowisko ICT w Polsce nie zechce włączyć się w dyskusję nad PIP 2007-2010, to pokaże, że tak naprawdę interesuje je tylko codzienna walka o przetrwanie. Że dużo ważniejsze są spory w przetargach i przed zespołami arbitrów, dużo ważniejsze jest, by "dołożyć" konkurencji niż tworzyć cywilizacyjną przyszłość! W normalnej sytuacji minister powinien być zepchnięty na peryferia dyskusji o PIP, a co najwyżej sprowadzony do roli stenografa i tłumacza z "naszego" na zapisy Planu.

O tym, że plan informatyzacji administracji publicznej (bo takim w rzeczywistości jest, a nie państwa) jest potrzebny całemu środowisku ICT (tak jego części biznesowej, jak i samej administracji) może świadczyć krótka ocena (zła ocena) kondycji ICT w administracji. Pamiętajmy, że systemy informacyjne w administracji cechują:

  • atomizacja - infrastrukturalne rejestry i systemy użytkowe są autonomiczne prawnie, organizacyjnie, funkcjonalnie i informacyjnie,
  • dezintegracja - każdy infrastrukturalny system tworzy własne środowisko informacyjne i IT,
  • redundancja - wielokrotne pierwotne ujmowanie danych, co najbardziej drażni tzw. petentów,
  • izolacjonizm - minimalna wymiana informacji między systemami, autonomiczna aktualizacja danych,
  • koszty - ekonomiczne i społeczne informacji i informatyzacji (dla budżetu, obywateli i firm).

Na takie dictum acerbum można tylko zacytować stosowny fragment ustawy, z którego wynika, że: "Plan ma na celu: 1) określenie organizacyjnych i technologicznych instrumentów rozwoju społeczeństwa informacyjnego; 2) koordynację realizowanych przez więcej niż jeden podmiot publiczny projektów informatycznych o publicznym zastosowaniu".

Te złe cechy dodatkowo jeszcze wzmacnia: rozproszona infrastruktura administracji publicznej, a w związku z tym niewielkie, ale za to heterogeniczne środowiska eksploatacyjne; zróżnicowany poziom wiedzy kadry ICT; proste w obsłudze aplikacje, ale o skromnych możliwościach; brak infrastruktury teleinformatycznej dla integracji systemów; małe indywidualnie zasoby finansowe instytucji. Tym pilniej potrzebny jest Plan.

Na dodatek sytuację w administracji pogarszają: stan kadry, mnożnikowy efekt "pościgu" za najnowszymi rozwiązaniami technicznymi i technologicznymi i brak metodologii analizy kosztów funkcjonowania. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pogłębiający się rozziew pomiędzy poziomem technologii ICT absorbowanej przez administrację a stanem kadrowym musi doprowadzić do kryzysu. Ten kryzys można najprościej objaśnić jako spadek efektywności i jakości funkcjonowania całej administracji.

Konkluzja

Stan zastosowań informatycznych w administracji publicznej wypada ocenić bardzo krytycznie i nie mogą tego zmienić udane wdrożenia czy pomniejsze osiągnięcia. Nie w tym istota problemu. Potrzebna jest wizja zinformatyzowanego państwa, plan dojścia do celu. Przyjmuję, że informatyzacja to i tak łatwiejsza część zadania budowy nowoczesnej administracji. Dużo poważniejszym problemem jest aspekt organizacyjny funkcjonowania administracji. Jednak gdyby tak chociaż zacząć, w sposób skoordynowany, poprzez Plan.

Dr Zbigniew Olejniczak jest przewodniczącym Rady Informatyzacji.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200