Prawo do zawartości

Na początku listopada br. wchodzi w życie Ustawa o ochronie baz danych. Broniąc interesów producentów baz danych, może ona w praktyce ograniczyć prawo do informacji.

Na początku listopada br. wchodzi w życie Ustawa o ochronie baz danych. Broniąc interesów producentów baz danych, może ona w praktyce ograniczyć prawo do informacji.

Prawo do zawartości

<b>Xawery Konarski</b>, prawnik z kancelarii Traple Konarski i Podrecki

Prawo do zawartości

<b>Marek Rosiński</b>, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKenna

Lista notowań giełdowych, baza teleadresowa, rozkład jazdy, zbiór formularzy lub instrukcji obsługi czy nawet encyklopedia multimedialna - to przykłady baz danych, które z natury nie mają elementu twórczości, a więc formalnie nie są chronione na mocy zapisów prawnych o ochronie praw autorskich. Zarazem jednak mogą mieć istotną wartość ekonomiczną, której jednym z wyznaczników jest np. koszt przygotowania takich baz. Wchodząca w życie 10 listopada br. Ustawa o ochronie baz danych ma więc za zadanie w sposób jednoznaczny objąć ochroną również takie "nietwórcze" bazy. Powstała przede wszystkim w interesie producentów owych baz. Ochroną objęto zawartość baz danych, a nie tylko ich strukturę.

Ustawa o ochronie baz danych jest kolejnym aktem prawnym, który dostosowuje polskie prawo w obszarze teleinformatyki i jej zastosowań do prawodawstwa Unii Europejskiej. Nie odnosi się ona jednak bezpośrednio do teleinformatyki, ale raczej do sfery jej zastosowań. Większość baz, których dotyczy ustawa, ma bowiem postać elektroniczną. Ma to istotne znaczenie dla osób sprawujących nadzór nad wykorzystywanymi repozytoriami informacyjnymi w firmach i urzędach. Ustawa nie zakłada bowiem abolicji w odniesieniu do posiadanych już baz danych.

Wiele gorzkich słów

Ustawa o ochronie baz danych - której projekt został przygotowany przez urzędników Ministerstwa Kultury - przez ścieżkę legislacyjną, jeszcze za poprzedniej kadencji parlamentu, przeszła właściwie nie zauważona. Przeoczyły ją wtedy nawet organizacje branżowe, w tym Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Tymczasem ustawa ta będzie miała duże znaczenie praktyczne, zwłaszcza w aspekcie ekonomicznym. Dlatego tym trudniej wytłumaczyć to, że - w przeciwieństwie do chociażby burzliwych dziejów Ustawy o podpisie elektronicznym - nie wzbudziła większych sporów i kontrowersji.

Co prawda, negatywną opinię na temat Ustawy o ochronie baz danych wydało Rządowe Centrum Legislacyjne, lecz co ciekawe, nie wywołało to reakcji ze strony posłów i senatorów. Ustawa została uchwalona w wersji, która otrzymała równie krytyczne oceny środowiska prawniczego. Wątpliwości budzi wiele nieostrych i uznaniowych kryteriów zawartych w ustawie. Od ich dowolnej interpretacji zależy bowiem dopuszczalny zakres korzystania z baz danych.

Chronioną bazą danych może być zestawienie jakichkolwiek materiałów - informacji, utworów, dokumentów - na dowolnym nośniku, w tym także oczywiście nośnikach elektronicznych i w sieciach komputerowych, czyli również w Internecie. Ustawa dotyczy tych baz, których stworzenie wymagało istotnego - co do jakości bądź ilości - nakładu inwestycyjnego. Nie każdy zbiór jest bazą w sensie ustawy, lecz można przyjąć, że te kryteria spełnia zdecydowana ich większość.

Ochrona przysługuje producentowi baz danych, którym może być zarówno firma, jak i osoba prywatna. Producent ma prawo do przeciwstawienia się kopiowaniu całej bazy - bądź jej istotnej części - a także jej rozpowszechnianiu. Chodzi tu również o kopiowanie zawartości rekordów, nawet jeśli wykorzysta się je w bazie o zupełnie innej strukturze.

Ustawa dopuszcza co prawda "wykorzystywanie drobnych części bazy w ramach tzw. dozwolonej eksploatacji", jednak jeśli takie wykorzystywanie powtarza się i jest systematyczne, to staje się "korzystaniem z istotnej części bazy". Co więcej, ustawa wzmacnia ograniczenia znane z prawa autorskiego. Wyłącza bowiem pojęcie "dozwolonego użytku osobistego w przypadku posługiwania się elektronicznymi bazami danych". Nie mają również zastosowania ustawowe licencje odnoszące się do bibliotek, szkół czy ośrodków informacji naukowo-technicznej. Ma to oczywiście daleko idące konsekwencje finansowe dla tego typu placówek.

"To, że coś podlega ochronie, nie oznacza, że wszyscy producenci będą za to żądać opłat. Można się oczywiście oburzać, że Ustawa o ochronie baz danych nie leży w interesie ekonomicznym naszego kraju, ale jeśli chcemy należeć do pewnego kręgu cywilizacyjnego, to winniśmy pamiętać, że informacja jest towarem, który ma swoją wartość. Nie podzielam poglądu, że powinniśmy mieć prawo do korzystania z baz za darmo, kosztem ich producentów" - uważa Marek Rosiński, prawnik z kancelarii CMS Cameron McKenna.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200