Innowacyjność na smyczy

Rynek technologii i rozwiązań informatycznych wpadł w swego rodzaju pętlę, w której prawdziwa innowacja została zastąpiona szybszym lub wolniejszym wprowadzaniem usprawnień do istniejących produktów.

Rynek technologii i rozwiązań informatycznych wpadł w swego rodzaju pętlę, w której prawdziwa innowacja została zastąpiona szybszym lub wolniejszym wprowadzaniem usprawnień do istniejących produktów.

Można odnieść wrażenie, że technologie informatyczne rozwijają się w zawrotnym tempie. Trudno jest jed-nak wskazać przełomowe wydarzenia w tej dziedzinie w ostatnich latach. Ciągle używamy coraz szybszych komputerów, wydajniejszych sieci i ulepszonych systemów i aplikacji, ale nie pojawiają się przełomowe rozwiązania technologiczne, które mogłyby radykalnie zmienić sposób, w jaki żyjemy, uczymy się i pracujemy. To skłaniałoby raczej do twierdzenia, że rewolucję informatyczną mamy już za sobą. Tak jednak nie jest. Ciągle oczekujemy na nowe, innowacyjne rozwiązania, które pozwolą odnieść jeszcze większe korzyści z zastosowania komputerów.

Szybciej, ale jakby wolniej

Dynamiczny rozwój rynku spowodował powstanie wielu silnych firm dostarczających coraz wszechstronniejsze i wydajniejsze rozwiązania sprzętowe i programistyczne. Duża konkurencja wymusiła szybkie wprowadzanie na rynek nowych generacji produktów. Działanie takie miało na celu nie tylko zdobycie nowych klientów, ale także utrzymanie dotychczasowych użytkowników.

Użytkownicy wymagają coraz więcej, jednocześnie oczekując pełnej kompatybilności nowej wersji rozwiązania lub kolejnej generacji produktu z dotychczas stosowaną. Migracja powinna przebiegać bezproblemowo i pożądane byłoby, aby wiele różnych wersji tego samego produktu mogło działać równolegle. Brak kompatybilności mógłby mieć katastrofalne skutki dla dostawcy - jeśli klient musiałby dostosowywać dotychczas wykorzystywane aplikacje do nowej platformy (czy to sprzętowej, czy programowej), to prawdopodobnie wolałby już ją dostosować do jeszcze wydajniejszej platformy innego producenta.

Konieczność zachowania kompatybilności rozwiązań i utrzymania wysokiego tempa wzrostu sprzedaży satysfakcjonującego akcjonariuszy spowodowała, że firmy informatyczne stały się mniej innowacyjne. Nadal opracowują kolejne wersje produktów, które według ich zapewnień przynoszą rewolucyjne zmiany, ale w rzeczywistości nie wprowadzają rozwiązań fundamentalnie odmiennych. Co więcej, często w ich laboratoriach "umierają" ciekawe projekty, które chociaż są innowacyjne, to nie wspomagają w bezpośredni sposób sprzedaży kluczowych produktów firmy bądź też - co gorsza - kłócą się z jej filozofią.

Po co bowiem zmieniać produkt, który ma ugruntowaną pozycję na rynku? Dla wielu dostawców wygodniej jest utrzymać status quo, satysfakcjonujące zarówno ich, jak i dotychczasowych użytkowników: od czasu do czasu firma udostępnia aktualizacje, które nie zmieniają gruntownie dotychczasowego sposobu pracy z systemem, aplikacją bądź urządzeniem.

Wprowadzanie na rynek nowych produktów jest procesem czasochłonnym i wymagającym dużych nakładów finansowych. Dobrym przykładem może być system Windows NT Microsoftu, który, chociaż był dostępny już od początku lat 90., to dopiero od dwóch lat stał się popularny.

Mali ostrzą zęby

Jeśliby uznać, że rzeczywiście laboratoria badawcze największych producentów wspierają wyłącznie podstawową działalność firm i opracowują technologie wzbogacające wyłącznie dotychczasowe linie produktów, to innowacji należy się spodziewać ze strony firm, nieznanych na rynku bądź takich, które dopiero powstaną. One bowiem nie muszą troszczyć się o dotychczasowych klientów, nie mają obciążeń wynikających z zastosowania w przeszłości określonych technologii, a jednocześnie tylko dzięki prawdziwie rewolucyjnym produktom mogą zaistnieć na rynku.

Przykładem na potwierdzenie tej tezy jest pojazd Segway, znany lepiej jako Ginger. Chociaż prawdopodobnie jeszcze przez długi czas nie będzie zasługiwać na taki rozgłos, jakim cieszył się ostatnio, to niewątpliwie jest wynalazkiem nietuzinkowym i mającym szansę zmienić sposób, w jaki ludzie będą przemieszczać się na małe odległości. Jego twórca Dean Kamen, zamiast udoskonalać samochód bądź motor, np. używając w jego adaptacji lekkich materiałów kompozytowych oraz energooszczędnego i nieszkodliwego dla środowiska systemu zasilania, zdecydował się opracować nową konstrukcję.

Dlatego mało prawdopodobne jest, by np. Microsoft wprowadził na rynek technologię, która byłaby w opozycji do systemu Windows lub pakietu biurowego Microsoft Office. Potwierdza to los produktu znanego pod roboczą nazwą NetDocs, o którym głośno było pod koniec ub.r. i który miał być jednym z pierwszych przykładów aplikacji z serii .NET. NetDocs w jednej, zintegrowanej aplikacji miał oferować funkcjonalność zbliżoną do pakietu Microsoft Office: umożliwiać obsługę poczty elektronicznej, prowadzenie terminarza, zarządzanie mediami cyfrowymi, tworzenie dokumentów itd.

W kwietniu br. prasa amerykańska poinformowała, że w wyniku "wewnętrznej wojny" toczonej przez dwa zespoły rozwijające Office i NetDocs ten ostatni został zawieszony, a rozwijający tę aplikację 400-osobowy zespół programistów włączono do gru- py odpowiedzialnej za rozwój Office. Microsoft tłumaczył, że NetDocs nigdy nie miał być niezależną aplikacją czy usługą, lecz miał wejść w skład innych produktów.

Rewolucja za nami czy przed nami

Według Paula Horna, kierującego działem R&D IBM, dostawcy rozwiązań informatycznych muszą pokonać już relatywnie niewiele przeszkód, by spowodować w przyszłości znacząco więk-szą ekspansję informatyki. Przełomowa zmiana sposobu interakcji człowieka z aplikacjami i komputerami oraz absorpcji technologii informatycznych ma nastąpić w momencie pełnej implementacji interfejsów głosowych. Nie dotyczy to tylko już dostępnych rozwiązań, w których człowiek może dyktować komputerowi tekst, ale takich, które poparte są wysoką mocą przetwarzania - interfejsów, które spowodują, że komputer będzie rozumieć co człowiek do niego mówi. I chociaż obecnie perspektywa ta może się jeszcze wydawać odległa, to w ciągu 10-20 lat komputery osobiste powinny pokonać ten dystans i przetwarzać tryliony operacji na sekundę - z szybkością porównywalną do szybkości ludzkiego mózgu. Przez ten czas znacząco może się zmienić rozkład sił na rynku tradycyjnych dostawców informatycznych. Obecnie prognozuje się, że największymi producentami specjalizowanych kompute- rów, a do takich według P. Horna należy przyszłość, będą nie aktualni potentaci w produkcji komputerów, ale producenci urządzeń mobilnych, np. Nokia. To oni bowiem potrafią znaleźć najlepszą drogę do kieszeni użytkowników; urządzenia mobilne już wkrótce mają się stać największymi repozytoriami informacji, połączonymi sieciami bezprzewodowymi.

Fundamenty już są

Komentuje Jerzy Piskor, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 21 im. Królowej Jadwigi w Lublinie

Wostatnich latach opracowano wiele rozwiązań systemowych stwarzających fundament do nauczania informatyki w szkole. Najbliższa przyszłość pokaże, jak wykorzystamy te możliwości. Obawiam się, że pewna dowolność pozostawiona dyrektorom szkół, jeśli chodzi o ostateczną liczbę godzin lekcyjnych poświęconych na edukację informatyczną, zwłaszcza w gimnazjum i szkołach średnich, może doprowadzić do tego, że uczniowie będą uczyć się tego przedmiotu w minimalnym zakresie. To zupełnie naturalne, że dyrektor mający do wyboru rozszerzenie liczby godzin informatyki, techniki, muzyki i plastyki i mający równocześnie doświadczonych pedagogów z tych dwóch ostatnich przedmiotów będzie się skłaniał ku rozszerzeniu liczby godzin muzyki i plastyki.

Drugim poważnym zagrożeniem dla edukacji informatycznej są oczywiście problemy finansowe. W związku z problemami budżetowi zabrakło w tym roku pieniędzy na dodatki (w wysokości 680 zł - przyp. redakcji) dla nauczycieli informatyki. Nawet najlepiej zinformatyzowane szkoły odczuwają coraz bardziej poważne problemy związane z kosztami utrzymania sprzętu. Przynajmniej częściowym rozwiązaniem są wszelkiego rodzaju programy pomocowe organizowane przez firmy komputerowe. Tu jednak pojawiają się dwa poważne zagrożenia. Jedno polegające na tym, że państwo przeżywające problemy finansowe ulegnie pokusie przerzucenia odpowiedzialności za utrzymanie sprzętu na barki komercyjnych donatorów. Drugie, zgoła odmienne, to zlecenie tego wąskiej grupie dostawców i idące w ślad za tym uzależnienie od tej grupy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200